30 – Ania

Jest dzień przed rozprawą. Zbliża się wieczór, a ja jestem tak pochłonięta myślami o następnym dniu, że ledwo potrafię skupić się na czymkolwiek.
– Aniu, wszystko w porządku? – Moje zdenerwowanie zauważa Martyna.
Obie stoimy przed szpitalem.
– Jasne – odpowiadam, ale odnoszę wrażenie, że nie brzmi to przekonywująco.
– Chodzi o jutro, tak?
W stacji wszyscy wiedzieli o rozprawie. I trudno im się dziwić, w końcu cały szpital był zaangażowany w ratowanie Zosi. Odpowiadam skinieniem.
– Po prostu chciałabym, żeby było już po wszystkim – wyjaśniam. – Chciałabym, by Stanisław Potocki dał nam raz na zawsze spokój.
– Już jutro to wszystko się skończy – zapewnia mnie Martyna. – Będzie dobrze, zobaczysz. Zeznamy wszyscy, sędzia nie będzie miał powodu, by go nie ukarać. Dowody są tak mocne, że się nie wywinie, nawet jakby bardzo chciał.
Kiwam głową, nie mogąc wyksztusić z siebie choćby jednego słowa.
– O czym rozmawiacie? – Podchodzi do nas Adam.
– O jutrzejszej rozprawie – odpowiada Martyna.
– Pani doktor, wszystko będzie dobrze – uspokaja mnie. – Głowa do góry.
– Obyście mieli rację – mówię i wzdycham.
Stoimy tak jeszcze chwilę, po czym rozchodzimy się, każde do swoich obowiązków. Ja wracam do szpitala, by zakończyć robotę z papierami, gdyż za pół godziny miał być koniec dyżuru. Nie wiem jakim cudem udaje mi się dobrnąć do końca, ale kiedy wybija godzina dwudziesta, oddycham z ulgą.
"Nareszcie skończył się ten dzień przeklęty" – przebiega mi przez myśl.
Gdy wchodzę do domu, pierwszym, co przykuwa moją uwagę, jest zapach czegoś kuszącego z kuchni.
– Ktoś coś gotuje? – pytam.
– Tak! – słyszę odpowiedź z kuchni. – Chodź, Aniu! Zaraz będzie gotowa kolacja!
Zdejmuję kurtkę i udaję się do kuchni, w której zastaję Zosię stojącą przy patelni, a Wiktora stojącego przy drzwiach i obserwującego ją z uśmiechem.
– Co tam pichcisz, skarbie? – pytam, spoglądając na dziewczynę.
– Pomyślałam sobie, że będziesz głodna jak wrócisz, więc robię omlety – odpowiada z uśmiechem.
Wiktor podchodzi do mnie i bierze mnie w objęcia, a ja przytulam się do niego, wdychając zapach jego perfum.
– Dobrze, że już wróciłaś – mówi. – Tęskniliśmy za tobą. Jak w pracy?
– Ja też za Wami tęskniłam – odpowiadam. – W pracy w porządku. Znaczy… Szczerze? Dzisiaj mi było bardzo ciężko. Nie mogłam się na niczym skupić. Nie wiem, jakim cudem dobrnęłam do końca dyżuru.
– Myślisz o jutrze? – Zosia skręca płomień i podchodzi do szafki, by wyjąć talerze.
– Tak. Pomóc ci? – pytam.
– Nie, nie, Aniu, ty jesteś po pracy, usiądź sobie – protestuje, a ja wzdycham.
Najchętniej bym się czymś zajęła, lecz nie chcę odbierać jej tej przyjemności. Widzę, że sama robi cokolwiek, by nie myśleć o jutrze. Wiktor bierze mnie za rękę i podprowadza do krzesła, na którym siadam z cichym westchnieniem.
– Nie martw się – pociesza mnie. – Wszystko będzie dobrze.
– Oby – mówię.
Parę chwil później Zosia stawia na środku stołu talerz pełen omletów.
– Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy – oznajmia z uśmiechem.
– A ty? – Przyglądam się jej. – Będziesz jeść?
– Nie, nie jestem głodna – odpowiada, siadając naprzeciwko nas.
– Kochanie, musisz jeść – protestuje Wiktor.
– Jak nic nie zjesz, to jutro nam zasłabniesz – dodaję, patrząc na nią z troską.
– Naprawdę nie chcę – upiera się Zosia, a ja przestaję nalegać.
Po minie Wiktora widzę, że chciałby ją dalej przekonywać, ale tylko wzdycha i odpuszcza. Kiedy kończy jeść i odnosi talerz do zlewu, podchodzi do Zosi i obejmuje ją ramieniem.
– Kochanie, wszystko będzie dobrze – mówi cicho. – Nie martw się, słoneczko.
– Staram się – odpowiada. – Ale to nie jest takie proste. Boję się, że jak go zobaczę, to się zablokuję i nic nie powiem. A przecież muszę mówić, bo inaczej nie zostanie ukarany.
Wstaje i zaczyna spacerować po kuchni. Gdy staje obok mnie, ujmuję jej rękę.
– Zosiu, wiem, że jesteś silna. Obie jesteśmy. I obie musimy dać radę – oświadczam z mocą. – Nie będziesz sama. Będziemy z tobą. Cała stacja będzie z tobą. Piotrek, Martyna, Lidka, Adam, wszyscy.
– Wiem. – Na jej twarzy pojawia się uśmiech. – Wiem o tym i to mnie pociesza. Dziękuję, że jesteście.
– Nie dziękuj – odpowiadamy jednocześnie z Wiktorem.
Następnego dnia wszyscy wstajemy bardzo wcześnie. Gdy wchodzę do kuchni, zastaję w niej Zosię, siedzącą przy oknie i wpatrzoną w przestrzeń. Bardzo ostrożnie, by jej nie wystraszyć, podchodzę i dotykam jej ramienia.
– Zosiu? – pytam cicho.
Powoli odwraca wzrok w moją stronę.
– Aha? – odpowiada pytaniem.
– Wszystko w porządku? – dopytuję.
– Nie bardzo – mówi. – Strasznie się denerwuję.
– Widać – zauważam. – Nie martw się, wszystko się ułoży.
– Cześć, dziewczyny, co tam sobie szepczecie? – słyszę głos Wiktora.
Gdy obie odwracamy się w jego stronę, widzimy, że jest w pełni ubrany i gotowy do wyjścia. Podchodzi bliżej i przygląda się nam uważnie.
– Zosiu, ty spałaś tej nocy cokolwiek? – pyta, zatrzymując na niej wzrok.
– Tak – odpowiada, ale w tym słowie nie słychać przekonania.
– Zosiu, jesteś blada jak śmierć – protestuję, a ona wzdycha.
– A co to zmieni, jak wam powiem, że w ogóle oka nie zmrużyłam? – pyta cicho.
– No w zasadzie… Nic – stwierdza Wiktor ponuro.
Dostrzegam jego ukradkowe spojrzenie, które mi rzuca. Odwzajemniam je bez słowa. Stoimy tak przez jakiś czas w ciszy.
– Dobra, dość tego. – Biorę się w garść. – Czas coś zjeść, a potem trzeba iść. Nie ma co się zadręczać. Im szybciej to załatwimy, tym lepiej.
– Co racja, to racja. – Wiktor uśmiecha się do mnie.
Już mam zamiar wyjąć talerz z szafki, gdy słyszę dzwoniący telefon.
– Wiktor, to twój! – wołam.
– Poszedł odebrać – uspokaja mnie Zosia.
Parę minut później wraca z powrotem, a twarz ma białą jak papier.
– Co się stało, tato? – Zosia podbiega do niego i podprowadza go do krzesła.
– Dzwonili z policji – mówi cicho.
– No i co? – pytam, czując, że udziela mi się jego panika.
– Nie będzie rozprawy – oświadcza.
Obie z Zosią patrzymy po sobie, po czym jednocześnie osuwamy się na ziemię.
– Jak… Jak to nie… nie będzie? – pyta dziewczyna cicho.
– Co ty mówisz? – dodaję.
– Potocki trafił do szpitala – wyjaśnia Wiktor. – Z tego, co mi przekazano, został pobity przez kolegów z pod celi.
– Coo? – wołamy jednocześnie.
Zaczynam się zastanawiać, która z nas jest bardziej blada, ja, czy ona.
– No tak. – Wiktor patrzy na nas. – Podobno walczy o życie. Dzisiaj rano weszli do jego celi strażnicy i znaleźli go skatowanego do nieprzytomności.
– A skąd pewność, że to koledzy z pod celi? – pytam, nadal będąc w głębokim szoku.
– Tak mówią – wyjaśnia. – Ale bardziej konkretnych szczegółów nie znam. Prosili, żebyśmy przyjechali na komendę.
– Trzeba zawiadomić pozostałych – odzywa się Zosia cicho, wstając z kolan. – Przecież oni o niczym nie wiedzą.
– To ja zadzwonię do Góry – oznajmia Wiktor i wychodzi, zostawiając nas same.
Kiedy spoglądam ukradkiem na dziewczynę, widzę, że nadal jest blada.
– Kochanie, dobrze się czujesz?
– Szczerze? – odpowiada pytaniem.
– Jak zawsze szczerze.
– Nie – stwierdza prosto. – Wkurza mnie to. Ostatnim razem, jak była rozprawa, to… to on uciekł policjantom, a teraz… teraz go pobili i na dodatek nie wiadomo, czy z tego wyjdzie. Nie, żeby mi wybitnie na tym zależało, no ale… Prawda jest taka, że chciałabym mieć to za sobą. Chciałabym zamknąć ten rozdział, a przez to wszystko nie mogę.
– Wiem, że jest to dla ciebie trudne. – Staję obok niej i obejmuję ją ramieniem. – Dla nas wszystkich jest to szokująca sytuacja. Ale wierzę, że sobie poradzimy. Już nie raz bywało różnie i za każdym razem wychodziliśmy z opresji prawie bez szwanku. Wiem, że tym razem również wszystko ułoży się jak najlepiej. Grunt to się nie poddawać, mimo wszystko.
– Dziękuję. – Zosia przytula się do mnie, a ja klepię ją pocieszająco po plecach.
– Nie dziękuj – odpowiadam z uśmiechem. – A teraz przygotuję coś do jedzenia, bo przecież od wczoraj nic nie jadłaś.
Ona z westchnieniem wyswobadza się z moich objęć i siada przy stole, splatając dłonie na kolanach.

11 komentarzy

  1. No ja bym na jej miejscu nie odetchnęła, gdybym miała świadomość, że ktoś, kto mnie skrzywdził, może przeżyć. 🙂

  2. Sorry, ale akurat ten rozdział do mnie nie trafił. Aż dziwne, że Zosia się tak przejęła. W sumie jakby Potocki umarł, to miałaby spokój.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink