05 – Wiktor

Od dnia, w którym dowiedzieliśmy się, że ciąża Ani jest zagrożona, minęły dwa miesiące. Odwiedzaliśmy ją z Zosią codziennie, opiekowaliśmy się nią jak najlepiej mogliśmy, po prostu robiliśmy wszystko, żeby się nie denerwowała.
W połowie września, na dwa tygodnie przed rozpoczęciem pierwszego roku studiów Zosi, siedzieliśmy oboje w domu i oglądaliśmy jakiś film, gdy nagle zadzwonił mi telefon.
– Zatrzymaj, kochanie – zwracam się do Zosi.
Ona spełnia moje polecenie, a ja spoglądam na wyświetlacz.
– Tak, Aniu? Poczekaj, uspokój się. Tylko spokojnie, oddychaj głęboko. Zaraz z Zosią przyjedziemy. Nie denerwuj się, na pewno wszystko będzie dobrze. Oczywiście, kocham cię.
Gdy się rozłączam, chyba muszę być blady, bo Zosia przygląda mi się z wyraźnym niepokojem.
– Tato, co się stało? – dopytuje.
– Chyba… Chyba się zaczęło – odpowiadam. – Ania ma skurcze, coraz częstsze, ale nie może urodzić dziecka naturalnie. Będzie miała cesarskie cięcie.
– Zaczęło się, już? – Zosia jest wstrząśnięta. – Przecież to ponad miesiąc przed terminem.
– Wiem o tym – odpowiadam, będąc naprawdę spanikowany. – Dlatego tym bardziej się boję.
Zosia kiwa głową i wstaje.
– Chodź, jedziemy do szpitala – mówi, a ja odpowiadam skinieniem.
Prawda była taka, że byłem w większym stresie, niż to okazywałem. Wiedziałem jednak, że Zosia zdaje sobie z tego sprawę, pewnie dlatego nie pozwoliła mi prowadzić samochodu. Na całe szczęście, bo obawiam się, że mogłoby się to źle skończyć dla nas obojga.
Gdy docieramy do szpitala, jestem cały spięty.
– Tato, nie martw się – pociesza mnie Zosia. – Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
Kiwam głową, nie jestem jednak wcale uspokojony. Wpadamy oboje na Górę.
– Co z Anią? – pytam. – Wiesz coś?
– Ma cesarkę – odpowiada Góra. – Ale nic więcej nie wiem. Musisz zapytać Sambora.
Odpowiadam skinieniem. Dobrze wiem, że Ania jest pod opieką najlepszych lekarzy, ale nie potrafię się nie stresować.
– Chodź, usiądziemy i zaczekamy – mówi Zosia łagodnie.
Teraz to ona jest dla mnie ogromnym wsparciem, za co jestem jej bardzo wdzięczny. Siedzimy tak przez jakiś czas, nic do siebie nie mówiąc. W końcu widzę doktor Sarę idącą w naszą stronę.
– No nareszcie! – woła Zosia. – Co z Anią?
– Urodziła dziewczynkę. Waży 1500 gram, dostała 6 punktów w skali Apgar, mierzy 53 centymetry – odzywa się Sara.
– Co… Ale dlaczego… Jak…
– Ogólnie jej stan jest dobry – uspokaja nas. – Ale przez jakiś czas będzie w inkubatorze.
– Tato, słyszysz? – pyta. – Ania urodziła.
– Co? Tak, tak. – Nadal to do mnie nie dociera.
– Hej, tato. – Zosia bierze mnie za rękę. – Ania urodziła.
– Jezus Maria! – wołam, w końcu to do mnie dociera. Zrywam się na równe nogi. – Mogę ją zobaczyć?
– Jasne – odpowiada Sara. – Tylko nie męczcie jej za długo. Jest bardzo zmęczona po operacji.
Oboje odpowiadamy skinieniem i udajemy się w stronę Sali, w której leży Ania. Na nasz widok uśmiecha się słabo.
– Hej – mówi cicho.
– Aniu, jak się czujesz? – pytam, klękając przy niej.
– W porządku – odpowiada słabo.
– Aha, jasne. – Zosia przygląda się jej uważnie. – Bo w to uwierzę.
Ona tylko uśmiecha się lekko.
– Widzieliście małą? – pyta cicho.
– Nie, jeszcze nie – odpowiadam.
Siedzimy jakiś czas w ciszy, wpatrzeni w siebie.
– Idźcie do domu, nie będziecie tak przy mnie siedzieć bez sensu – odzywa się Ania cicho.
– Jasne – odpowiada Zosia, następnie pochyla się nad Anią i całuje ją w policzek. – Trzymaj się.
– Kocham cię – dodaję, pochylając się i całuję ją delikatnie w usta. – Ciebie, Zosię i nasze dziecko.
– Ja też was kocham – odpowiada Ania.
– Jak my właściwie damy jej na imię? – pyta nagle Zosia.
Oboje z Anią patrzymy po sobie.
– Oliwia – odpowiadamy jednocześnie i wszyscy wybuchamy cichym śmiechem. Nawet Ani się to udaje.
– jestem za – oświadcza Zosia.
– No, to już wszystko jasne – oznajmiam i wstaje. – Odpoczywaj, kochanie.
– Do jutra – dodaje Zosia i oboje wychodzimy.

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink