Od autorki:
Scenę łóżkową starałam się opisać jak najłagodniej i chyba mi się udało. 🙂
Gdy po dyżurze pojawiam się w domu i wchodzę do kuchni, widzę Wiktora, siedzącego przy oknie. Wygląda na przygnębionego.
– Kochanie… – Staję za nim i kładę mu ręce na ramionach.
Odwraca się do mnie. Twarz ma bardzo zmienioną, wygląda tak, jakby się postarzał, co najmniej o dziesięć lat.
– Ania… – mówi cicho, a po chwili przytula się do mnie mocno.
– Co się stało? – pytam z troską.
– Zosia… – Patrzy na mnie. – Ona… Ona chyba popada w paranoję.
– Dlaczego? – pytam.
– Dzisiaj… przyszła na bazę… – Mówienie przychodziło mu z trudem. – A kiedy ja się tam pojawiłem, powiedziała że… że Potocki był tutaj.
– Co takiego? – Mimowolnie rozglądam się po pomieszczeniu.
– nikogo nie było – uspokaja mnie Wiktor. – Sprawdziłem to, zanim tutaj weszliśmy. Ona po prostu… Jej się to po prostu wydawało. Myślę, że powinniśmy się stąd wyprowadzić. Albo zrobić cokolwiek. Jeżeli czegoś z tym nie zrobimy, ona się zamęczy. Siebie, nas, ale przede wszystkim siebie. Sama przecież widzisz, co się dzieje. Uważam, że powinniśmy… Nie wiem, może zmienić miejsce zamieszkania? Nic innego mi do głowy nie przychodzi w tym momencie, a coś zrobić trzeba.
– Wiem – odpowiadam z westchnieniem. – Coś na pewno zrobimy. Myślę, że zmiana miejsca zamieszkania jest idealnym pomysłem, przynajmniej w jakimś stopniu. Ale co zrobimy z tym?
– Poszukam na nie kupca, może ktoś się znajdzie i je kupi. Po prostu nie chcę, by Zosia miała z tym miejscem złe wspomnienia. A przez to, co się stało… Musiałem jej dać hydroksyzynę, dopiero wtedy się uspokoiła i zasnęła.
Kiwam głową na znak zrozumienia. Sytuacja, w której się znajdowaliśmy, była naprawdę ciężka dla nas wszystkich, ale szczególnie dla Zosi. Bardzo dobrze rozumiałam jej strach, bo sama kiedyś przechodziłam przez coś podobnego.
– Chodź – mówi Wiktor nagle. – Chodźmy do sypialni. Nie będziemy rozmawiać tutaj. Nie chcę jej obudzić.
– Poczekaj, tylko się przebiorę – mówię łagodnie, następnie znikam w łazience.
Wychodzę z niej dziesięć minut później.
– Teraz moja kolej – oświadcza Wiktor, wymijając mnie.
Gdy jakiś czas później jesteśmy już w sypialni, Wiktor przytula mnie mocno do siebie.
– Tak strasznie nie chcę, by ktokolwiek was skrzywdził – mówi. – Ciebie, Zosię… Jesteście dla mnie całym światem.
– I z wzajemnością – odpowiadam, całując go delikatnie.
Czuję jak pod moim dotykiem rozluźnia się nieco, zaczynając odpowiadać na moje pocałunki z nagłą zachłannością, jakby chciał mi w ten sposób przekazać, co go dręczy.
– Hej, spokojnie – odzywam się cicho. – Tylko spokojnie, kochanie.
Gładzę go delikatnie po plecach, nie odrywając swoich ust od jego. Prawda była taka, że oboje tego potrzebowaliśmy, ale dopiero teraz pojęłam jak bardzo. Wzdrygam się, gdy jego usta schodzą niżej, całując delikatnie najpierw moją szyję, ramiona, klatkę piersiową i piersi. Sama nawet nie wiem, kiedy nasze ubrania lądują na ziemi.
– Ooch, Wiiktor… – jęczę cicho.
Widzę w jego oczach dzikie błyski. Wiem, że mnie pragnie, sama przecież chcę tego samego. Czuję, jak oplata mnie mocno, nie przestając mnie całować.
Nie wiem, ile to trwa, ale kiedy już jest po wszystkim, jestem kompletnie wyczerpana, jakbym przebiegła maraton. Oboje leżymy obok siebie, czekając, aż unormują nam się oddechy.
– Dziękuję – mówi cicho Wiktor, przyciągając mnie bliżej siebie. – Dziękuję ci, Aniu.
– Nie, to… to ja ci… dziękuję – odpowiadam ledwie słyszalnie, jeszcze nie będąc w stanie do końca składnie mówić.
Widzę jednak na jego twarzy pewnego rodzaju ulgę, jakby to, co się stało przed chwilą, go trochę oczyściło, a na pewno sprawiło dużą ulgę. Prawda była taka, że ja też czułam się lepiej, mimo ogólnego wyczerpania.
– Kocham cię – mówimy jednocześnie, po czym wybuchamy cichym śmiechem.
Sama nawet nie wiem, kiedy zasnęłam, nadal mocno przytulona do Wiktora.
widzę Leę 😀
Boże! Słyszę Leosię! xdddddddd
cudowne. piękny opis sceny.
No, miało tak być. 🙂
No… nieźle 🙂 prawie sobie to wypbrazilam 🙂