01 – Lena

Było styczniowe popołudnie. Za oknem padał śnieg, a ja siedziałam w biurze, kończąc sprawdzać dla Krystiana i Olgierda człowieka o nazwisku Kowalski. Okazało się, że 10 lat temu został oskarżony o gwałt, ale niczego mu nie udowodniono, bo dziewczyna, która złożyła zawiadomienie, wycofała oskarżenie, twierdząc, że to nie on był sprawcą.
Kończyłam właśnie zbierać dane na temat tego jegomościa, gdy rozległ się dzwonek mojej komórki.
"Kto może dzwonić o tej porze?" – przebiegło mi przez myśl.
Spoglądam na wyświetlacz.
– Frania? – pytam, odbierając.
Po drugiej stronie słyszę głos mojej siostrzenicy, wyraźnie zaniepokojonej, może nawet przestraszonej.
– Ciociu… Ciociu, musisz… musisz mi pomóc.
– Ale kochanie, co się dzieje? – dopytuję. – Jesteś już po lekcjach? Wróciłaś do domu?
– Nie mogę… Nie wrócę do domu. Bo ona mnie znajdzie i zabierze od ciebie. A ja nie chcę – pada odpowiedź.
Mimo zewnętrznego opanowania, w środku czuję, jak ogarnia mnie strach. Co się mogło stać? Przecież Frania zawsze grzecznie wracała do domu, albo ja ją odbierałam, jeżeli nie byłam w pracy.
– Kochanie, czy jesteś nadal w szkole? – pytam.
– Tak – odpowiada. – Ciociu, przyjedziesz po mnie?
– Oczywiście, postaram się być jak najszybciej – zapewniam ją. – Trzymaj się.
Po tych słowach rozłączam się i wstaję, zgarniając notatki ze stołu. W tej samej chwili, gdy podchodzę do drzwi, te otwierają się i staje w nich Krystian.
– Lenka, masz coś dla nas? – pyta.
– Tak – odpowiadam i podaję mu zbiór danych. – Przejrzyjcie to sobie.
– Dzięki. Kochana jesteś.
Uśmiecham się na to stwierdzenie niepewnie.
– Przepraszam cię, ale muszę iść do Zarębskiego – mówię, a on spogląda na mnie.
– Stało się coś? – pyta z niepokojem.
– Tak. Znaczy chyba. – Wzruszam ramionami. – Frania ma chyba jakieś kłopoty. Zadzwoniła do mnie, jednak pierwszy raz słyszałam w jej głosie tyle strachu. Nigdy wcześniej… Muszę iść powiedzieć szefowi, że… potrzebuję wolne na żądanie.
Krystian kiwa głową. Widać, że jest wyraźnie zmartwiony.
– Może potrzebujesz pomocy? – odzywa się. – Wiesz, gdyby coś, to możesz na mnie liczyć.
– Dzięki, Krysiu, ale umiem o siebie zadbać – mówię, a on się krzywi.
– Tylko nie Krysiu, dobrze? – pyta.
– Dobrze, Krystianku. Tak lepiej?
Zanim zdąża odpowiedzieć, wychodzę, zostawiając go z szeroko rozdziawioną buzią.
Gdy pukam do biura szefa i słyszę jego charakterystyczne: "Wejść", bez wahania wchodzę do środka.
– Lena? – Jest wyraźnie zaskoczony. – Co cię do mnie sprowadza?
– Szefie, bo jest sprawa – odpowiadam, stając przy biurku zawalonym papierami. – Dzwoniła do mnie niedawno moja siostrzenica, Frania i… Wydaje mi się, że wpadła w jakieś kłopoty.
– Kłopoty mówisz? – Zarębski przygląda mi się uważnie.
– Tak – odpowiadam. – Była zaniepokojona, mogłabym nawet przysiąc, że przestraszona. Nie wróciła do domu. Powiedziała, że jak to zrobi, to ona ją znajdzie. Muszę jechać i sprawdzić, o co chodzi, dlatego przychodzę do szefa. Potrzebuję wolne na żądanie.
Zarębski kiwa ze zrozumieniem głową.
– No dobra, to leć – oznajmia. – Ale jeżeli będziesz potrzebowała pomocy, to wiesz.
– Wiem – odpowiadam krótko. – Dzięki, szefie.
– Nie ma za co – mówi z uśmiechem, a ja opuszczam jego gabinet.
Pod szkołą Frani zjawiam się pół godziny później. Pierwszą osobą, na którą wpadam, jest jej wychowawczyni.
– O, pani Leno, dobrze, że pani jest – wita mnie. – Możemy chwilę porozmawiać?
– Gdzie jest Frania? – odbijam piłeczkę, chcąc jak najprędzej dowiedzieć się, co się stało.
– No właśnie o niej chcę pomówić – wyjaśnia kobieta. – Proszę, niech pani pójdzie ze mną.
Idziemy do pokoju nauczycielskiego.
– Jakąś godzinę temu do szkoły zatelefonowała pani siostra, że chce Franię odebrać. Wiedzieliśmy jednak, że Frania jest pod pani opieką, więc powiedzieliśmy jej, że mała ma dzisiaj dłużej lekcje i będzie mogła ją odebrać dopiero po szesnastej. Wtedy ona powiedziała, że nie da rady po nią przyjechać i spotka się z małą u pani w domu. To jest chyba jakaś grubsza sprawa, bo w głosie pani siostry było słychać wyraźne zdenerwowanie. Mam wrażenie, że była zła, iż lekcje się przeciągnęły.
Milknie na moment, a ja czuję jak blednę. Anka? Zadzwoniła do szkoły? Ale po jaką cholerę? Dlaczego nie zadzwoniła do mnie? O co w tym wszystkim chodzi?
– I co dalej? – dopytuję, starając się za żadne skarby nie okazywać emocji.
– Chciałam o tym powiedzieć małej, ale na przerwie chyba jej mama do niej również zadzwoniła. Musiała jej przekazać coś, co Franię wyprowadziło z równowagi. Strasznie krzyczała, że się nie zgadza, że chce zostać z panią… No a potem zadzwoniła do pani. Pielęgniarka dała jej coś na uspokojenie i zaprowadziliśmy ją do świetlicy.
– Rozumiem – odzywam się. – Mogę do niej pójść?
– Tak, oczywiście – odpowiada nauczycielka. – Zaprowadzę panią. Proszę za mną.
Posłusznie za nią idę i parę chwil później docieramy do świetlicy, gdzie przy jednym ze stolików dostrzegam Franię, rysującą coś zawzięcie. Na dźwięk otwieranych drzwi jednak przerywa i odwraca się w naszą stronę.
– Ciocia! – woła, zrywając się na równe nogi. – Jesteś nareszcie!
Podbiega do mnie i rzuca mi się na szyję. Nadal widzę w jej oczach strach.
– Przyjechałam, kochanie – odzywam się łagodnie. – Powiesz mi teraz, co się stało?
– Zaraz sobie porozmawiacie. – Pani Kamila patrzy na nas. – Franiu, zabierz ciocię do którejś z pustych klas. Dopilnuję, żeby nikt wam nie przeszkadzał.
– Dziękuję – odpowiada dziewczynka, po czym bierze mnie za rękę i wychodzimy ze świetlicy.
– Teraz opowiadaj – mówię cicho, kiedy już jesteśmy w jednej z klas. – Co się stało? Po raz pierwszy słyszałam w twoim głosie tyle strachu.
– Bo… – Bierze głęboki oddech. – Jak byłam na przerwie, zadzwoniła do mnie mama i… powiedziała, że jak tylko wrócę do domu, to… przyjedzie i zabierze mnie od ciebie. Ona… Ciociu, wydaje mi się, że ona kogoś poznała.
– Dlaczego tak myślisz? – pytam.
– Nie wiem, ale… to dziwne – stwierdza Frania.
– Poczekaj, kochanie. – Wyciągam telefon z torebki. – Zadzwonię do niej i spróbuję się dowiedzieć, o co chodzi.
W oczach Frani dostrzegam łzy. Ściskam ją za rękę.
– Nie bój się kochanie, wszystko będzie dobrze – zapewniam ją, po czym wybieram numer siostry.
– Lena? – słyszę po drugiej stronie. – Stało się coś, że dzwonisz?
– Nie – odpowiadam jak najbardziej spokojnie. – Czy musi się coś stać, żebym dzwoniła do mojej siostry?
– Nie, oczywiście, że nie – protestuje Ania. – Po prostu… myślałam, że coś z Franią.
– Z Franią jest wszystko w porządku. – Nadal mówię spokojnie, choć we mnie się wszystko gotuje. – A dzwonię, żeby zapytać, co u ciebie.
– W zasadzie, to… – W jej głosie słyszę wahanie. – W sumie cieszę się, że dzwonisz. Bo muszę ci coś powiedzieć. Dzisiaj przyjeżdżam i zabieram Franię po lekcjach. Spakuj więc ją, jeśli możesz.
– Zaraz, jak to zabierasz? – pytam. – Nie możesz mi tego zrobić. Mi, jej…
Czuję nacisk na dłoń. Odpowiadam tym samym, skupiając się na odpowiedzi siostry.
– Dlaczego niby nie? – pyta. – Frania jest moją córką. Mam prawo ją zabrać wtedy, kiedy zechcę.
– A pomyślałaś o niej? O mnie? – dopytuję. – Poza tym… Wiesz co? To nie jest rozmowa na telefon. Spotkajmy się dzisiaj. Porozmawiamy spokojnie i dojdziemy do jakiegoś porozumienia.
– Dobrze, jak chcesz. – Zgadza się niechętnie. – To o której?
– Za godzinę. Może być?
– Jasne – odpowiada, a ja po krótkim pożegnaniu rozłączam się.
– Co teraz zrobimy? – pyta Frania cicho. – Co powiedziała mama?
– Umówiłam się z nią na spotkanie – wyjaśniam. – Teraz… poczekaj.
Przez chwilę siedzę, patrząc na siostrzenicę w zamyśleniu. W końcu wybieram numer Krystiana. Odbiera po drugim sygnale.
– Lenka? – pyta. – Co się stało?
– Hej, Krystian, słuchaj… miałabym do ciebie nietypową prośbę. Mógłbyś podjechać po mnie i po Franię? Jesteśmy w szkole.
– Poczekaj chwilę – odpowiada i odsuwa telefon od ucha, najwyraźniej po to, bym nie słyszała jego rozmowy z Olgierdem.
– Jasne – słyszę po chwili. – Akurat mamy przerwę w śledztwie, więc możemy z Olgierdem po was podjechać.
– Dzięki. – Oddycham z ulgą. – To będziemy na was czekać pod szkołą.
– Pewnie. To do zobaczenia, mała – mówi Krystian i przerywa połączenie.
Kiedy chowam telefon z powrotem do torebki, dostrzegam uważne spojrzenie siostrzenicy.
– Myślisz, że to dobry pomysł, żeby wujek Krystian z wujkiem Olgierdem wiedzieli o naszych kłopotach? – pyta.
– Są moimi przyjaciółmi – odpowiadam. – I jednocześnie jedynymi osobami, które mogą nam pomóc. Dobrze o tym wiesz.
– Wiem, wiem. – Dziewczynka wzdycha cicho. – Dobrze, ciociu. W takim razie chodźmy.
Przed szkołą czekamy jakiś czas, ale w końcu dostrzegam w oddali znajomy samochód. Chwilę później chłopaki parkują na parkingu i wysiadają ze środka.
– Cześć, dziewczyny – mówi Olo pogodnie.
– Co tam za kłopot macie? – dodaje Krystian.
– Mhm. – Odchrząkuję. – Moglibyście nas podwieźć do mnie do domu? Mam się spotkać z Anką. Muszę z nią poważnie porozmawiać.
Obaj wymieniają ukradkowe spojrzenia.
– No jasne – mówi Krystian. – Dla ciebie wszystko, ślicznotko.
– Krysiu, nie grab sobie – ostrzegam go, a widząc jego minę, wybucham śmiechem.
– Chcesz w ucho? – pyta.
– Co, pstryczka? – odpowiadam pytaniem. – nie, bo będę miała czerwone, jak za długo będziesz pstrykał.
Olgierd z Franią wybuchają śmiechem, a my idziemy za ich przykładem.
– Dobra, jak nie w ucho, to może w nos? – Krystian nie daje za wygraną.
– Nie, bo dostanę kataru – odpowiadam ze śmiechem.
Po chwili jednak poważnieję.
– Zbierajmy się – mówię. – Chcę mieć to za sobą.
Obaj kiwają głowami, po czym wszyscy czworo wsiadamy do samochodu.
– Lenka, wszystko w porządku? – pyta Olgierd, gdy już jesteśmy przed domem.
Odpowiadam skinieniem, choć tak naprawdę jestem cała spięta.
– Franiu, kochanie, zaczekaj tu na mnie, dobrze? – pytam. – Niedługo wrócę do ciebie.
– Nie! – protestuje. – Ja… Ja chcę być przy tej rozmowie.
– Kochanie, nie możesz. – Staram się jej to wytłumaczyć jak najłagodniej. – Najpierw sama chcę porozmawiać z twoją mamą. Proszę, pozwól mi na to.
Ona tylko wzdycha cicho, a ja biorę to za zgodę.
– Trzymaj się, Lenka – mówi Krystian pogodnie.
– Zaczekamy tu na ciebie – dodaje Olgierd. – A jakby co, to wiesz.
– Jasne – odpowiadam, będąc im naprawdę wdzięczna.
Gdy pojawiam się w domu, moja siostra już na mnie czeka.
– Hej, Lenka – mówi na mój widok. – Kiedy przyjechałaś?
– Niedawno – odpowiadam, opierając się o framugę drzwi. – Możesz mi powiedzieć, o co chodzi z Franią?
– A gdzie ona jest? – odbija piłeczkę.
– Czeka na zewnątrz – odpowiadam. – Najpierw chciałam sama z tobą porozmawiać.
Ona odpowiada skinieniem, po czym odchrząkuje.
– Słuchaj, poznałam super faceta – oznajmia, a mnie to ani trochę nie zaskakuje.
Już raz jednego poznała, ale udało mi się go szybko zdemaskować. Krzywię się lekko, lecz w milczeniu czekam na to, co ma do powiedzenia.
– Chcemy wyjechać za granicę – ciągnie. – A ja… nie chcę się rozstawać z Franią. W końcu jest moją córką. Dlatego zabieram ją ze sobą.
– Zaraz, moment, chwileczkę – odzywam się. – A co ze szkołą? Z jej przyjaciółmi? Nie możesz odbierać jej tego, co kocha.
– Ale ja jej niczego nie zabieram – protestuje Anka. – Przecież w Londynie też będzie mogła się uczyć.
– Tylko będzie musiała wszystko poznawać od początku – oświadczam, czując jak ogarnia mnie irytacja. – Poza tym, mała nie zna na tyle języka, by móc się porozumiewać. Jak sobie to wyobrażasz? Naprawdę chcesz ją unieszczęśliwić?
– Oj, Lenka, ale ty jesteś nierozważna. – Siostra wybucha cichym śmiechem. – Oczywiście, że nie chcę jej unieszczęśliwiać. Zobaczysz, że odnajdzie się szybko w nowej rzeczywistości.
– No nie, nie wierzę! – Jestem naprawdę zbulwersowana. – Anka, czy ty siebie słyszysz?
– Oczywiście – odpowiada. – Lenka, co w tym takiego dziwnego?
– Nie udawaj, że nie rozumiesz. – Biorę krzesło i opadam na nie z westchnieniem. – Anka, do cholery! Wyjechałaś za granicę na kilka miesięcy, zostawiając mi pod opieką Franię, w porządku. Wracasz po jakimś czasie, sprowadzasz sobie jakiegoś faceta, który okazuje się oszustem, po czym dzisiaj mi oznajmiasz, że zabierasz małą i chcesz wyjechać z jakimś innym kolesiem? Serio? Wiesz, że to jest nieodpowiedzialne?
– Ty mi mówisz o odpowiedzialności? – W jej oczach pojawiają się groźne ogniki. – Ty, która jesteś ciągle samotna i nie szukasz sobie nikogo?
– I na samo szczęście – odpowiadam. – Bo patrząc na twoją osobę, widzę, że z tego same kłopoty wychodzą.
Ona prycha pogardliwie, ale w żaden sposób tego nie komentuje.
– Pakuj Franię – nakazuje.
– Nie zgadzam się! – słyszę za sobą krzyk.
Obie odwracamy się na dźwięk głosu Frani. Mała stoi tuż za mną, mierząc matkę surowym spojrzeniem.
– Chcę zostać z ciocią! – woła. – Nie pojadę z tobą i z tym panem, którego nie znam!
– Ależ, Franiu, kochanie, co ty mówisz? – pyta Ania łagodnie. – Przecież wiesz, że cię kocham i chcę dla ciebie jak najlepiej.
– Jeśli by tak było, nie zabierałabyś mnie stąd – oświadcza dziewczynka. – Nigdzie z tobą nie jadę.
– A właśnie, że jedziesz! – Ton Ani staje się groźny. – Bez sprzeciwu!
Nie mogę dłużej tego znieść. Wstaję i biorę małą za rękę.
– Gdzie? – Zmierza nas spojrzeniem.
– Idę porozmawiać z twoją córką – oświadczam.
Po tych słowach idziemy do pokoju, gdzie zamykam drzwi na klucz.
– Ciociu, ja nie chcę. – W głosie małej słyszę rozpacz. – Przecież ja tu mam szkołę, przyjaciół i ciebie. Dlaczego mama chce mnie stąd zabrać?
– Nie wiem, kochanie – odpowiadam, bo naprawdę nie miałam pojęcia, co Anką kieruje. – Ale obiecuję, że zrobię wszystko, żeby cię uwolnić od jej pomysłów. Przysięgam, że nikt nie zrobi ci krzywdy. A teraz… Kochanie, musisz się zgodzić. W końcu ona jest twoją mamą, ja byłam twoją opiekunką tylko na czas jej nieobecności.
– Ale… – W jej oczach pojawiają się łzy, przytula się do mnie mocno. – Ciociu, ja cię tak bardzo kocham.
– Ja ciebie też, skarbie – odpowiadam, walcząc z dławiącymi mnie od środka emocjami. – Ale teraz chodź, spakuję cię, dobrze?
Frania odpowiada skinieniem. Dziesięć minut później wychodzimy z pokoju.
– O, widzę, że mnie posłuchałyście – odzywa się Ania pogodnie. – Bardzo dobrze. Franiu, pożegnaj się z ciocią i się zbieramy.
Mała posłusznie podbiega do mnie i zarzuca mi ręce na szyję. Długo trzymam ją w objęciach, nie potrafiąc się z nią rozstać. Gdy jednak w końcu wypuszczam ją z objęć, obie mamy w oczach łzy.
– Na razie, Lenka – odzywa się Ania, podchodząc do mnie i ściskając mnie krótko. – Nie martw się o Franię, będzie wszystko dobrze. Zaopiekuję się nią.
– Jasne – mówię cicho.
Parę minut później obie wychodzą, a ja idę za nimi. W oczach mam łzy. Nawet nie bardzo rejestruję, że ktoś łapie mnie w objęcia.
– Lenka… – słyszę cichy głos Krystiana. – Hej, Lenka, co się stało?
Nie odpowiadam. Zamiast tego wybucham płaczem.

7 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink