Rozdział czwarty
Na następny dzień wstałam ledwo przytomna.
– Kurczę, Lily – powiedziała Mary na mój widok. – Wyglądasz jak trup.
– Odwal się – odparłam.
Nieprzespana noc i niepokój o Jamesa dawały mi się we znaki.
– Ej, Lily, co jest grane? – Przyjaciółka popatrzyła na mnie.
– Nic – skłamałam. – Tylko… nie mogłam w nocy spać.
– Martwisz się o niego – stwierdziła Kate, stając obok nas. – Nie zaprzeczaj, wiem co mówię.
– Trochę – przyznałam w końcu. – Czuję się winna.
– Uważasz, że Potter leży tam z twojego powodu? – zdziwiła się Mary. – Sądzisz, że spadł z miotły z twojej winy?
Skinęłam głową, czując się jak kretynka.
– Lily, to na pewno nie tak – odezwała się Kate. – W życiu w to nie uwierzę.
– Ja też nie – dodała Mary. – No, Lilka, głowa do góry.
Uśmiechnęłam się słabo. Gdy po dziesięciu minutach weszłam do Wielkiej Sali, zobaczyłam Ślizgonów przy swoim stole, wyraźnie rozbawionych.
– A widzieliście jak spadał z tej miotły? Jakby był marionetką – odezwał się Snape, a pozostali mu zawtórowali.
Nie wytrzymałam. Odwróciłam się w ich kierunku.
– Nie spodziewałam się tego po tobie, Severusie – oznajmiłam chłodno. – Jeśli tak bardzo chcesz, przyjdę na wasz mecz i… Ahaa, zapomniałam, że nie jesteś w drużynie.
Prychnęłam pogardliwie. Snape zbladł.
– Lily… Ja nie chciałem… Nie wiedziałem, że…
– Nie wiedziałeś? – zapytałam ostro. – Czego? Że idę w twoją stronę? Tak się zabawiałeś, że nie widziałeś innych? Żal mi cię, Sev.
Po tych słowach odwróciłam się od niego i odeszłam. Wołał za mną, ale ja go nie słuchałam.
* * *
– O, witaj, Evans. – Pani Pomfrey uśmiechnęła się na mój widok. – Potter o ciebie pytał.
– Obudził się? – Zareagowałam zbyt gwałtownie.
– Tak. Jeśli chcesz, możesz go zobaczyć.
Oczywiście, że chciałam go zobaczyć. Weszłam do dormitorium, przystanęłam przy drzwiach.
– Lily… – usłyszałam jego szept.
Był blady i wyglądał na dość poturbowanego, co dało się dostrzec po zniekształconym uśmiechu.
– Cześć, James – odezwałam się, przysiadając na krześle obok łóżka. – Jak się czujesz?
– Jakbym dostał z tłuczka. Chociaż nie, z tłuczka jak dostaniesz, nie boli cię wtedy wszystko – odparł cicho, wzdychając. – Ale… to… to nic, nieważne… Byłaś tu wczoraj, prawda?
– Prawda – odpowiedziałam.
Przez dłuższy czas nic nie mówiliśmy. James wyglądał tak, jakby coś rozważał.
– Nie, nie myśl, że coś do ciebie mam – odezwałam się, postanawiając przerwać ciszę. – Jestem tu tylko z poczucia winy.
– Z poczucia winy? – Spojrzał na mnie zdziwiony i zawiedziony jednocześnie. – Dlaczego?
– Widzisz… – zaczęłam wolno. – Bo… no, wydaje mi się, że leżysz tu z mojego powodu.
Zabrzmiało to dość głupio, ale nic nie mogłam poradzić.
– Z twojego powodu? – Aż uniósł się na łokciach mimo grymasu bólu na twarzy. – Zwariowałaś? Lila, nie leżę tutaj z twojego powodu. Po prostu… po raz pierwszy w życiu straciłem kontrolę nad miotłą. To wszystko.
Mimo, że powiedział to naprawdę przekonywująco, ja nie potrafiłam mu uwierzyć.
– Jak mogłeś stracić kontrolę nad miotłą? Jesteś w te klocki lepszy niż ktokolwiek inny. – Nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu.
– Nawet najlepsi czasem tracą kontrolę nad tym, co robią – odparł zagadkowo i też się uśmiechnął.
Kiwnęłam głową, potwierdzając jego wypowiedź.
– Nie zawracaj sobie mną głowy. Nie warto.
"Ale ja chcę sobie tobą zawracać głowę" – pomyślałam, nie wypowiedziawszy jednak tego na głos.
Gdy po jakimś czasie wyszłam, natrafiłam na Severusa. Musiał na mnie czekać.
– Byłaś u Pottera?
– Tak, byłam. A co cię to obchodzi? – odcięłam się. – Nie mogę go odwiedzić?
– Możesz, ale… myślałem, że… ty…
– To źle myślałeś. – Nie pozwoliłam mu dokończyć. – Miłego popołudnia, Severusie.
Po tych słowach odwróciłam się na pięcie i odeszłam, chichocząc złośliwie.
cudownie się to czyta.
Dobrze opisujesz jej uczucia, brawo.