Od dnia, w którym tak brutalnie przyszło mi się rozstać z Franią, minął miesiąc, a ja starałam się każdego kolejnego dnia nie popadać w panikę. Co prawda Frania co jakiś czas dzwoniła do mnie, zapewniając mnie, że u niej jest wszystko w porządku, lecz w jej głosie słyszałam coś, co za każdym razem napawało mnie niepokojem.
Nadszedł luty, a ja postanowiłam wziąć kilka dni urlopu. Nie mogłam skupić się na pracy, odpoczynek zdecydowanie był mi potrzebny.
– Hej, Lenka! – słyszę za sobą wołanie Krystiana.
Wychodziłam akurat z komisariatu. Odwracam się i witam go uśmiechem.
– No co tam? – pytam. – Tylko już mnie nie proś o nic, urlop zaczynam.
– Wiem wiem – mówi. – Ja w zupełnie… Znaczy to bardziej sprawa prywatna.
– No to mów, o co chodzi.
Widzę jak patrzy na mnie przez chwilę, po czym spuszcza wzrok.
– Może… nie tutaj… – bąka.
Jestem zaskoczona, ale pozwalam mu się wyprowadzić na zewnątrz.
– Więc o co chodzi? – dopytuję.
– Bo ja… Czy ty… – Jest wyraźnie zakłopotany. – Chciałbym cię zaprosić do kina.
– Do kina? – Robię wielkie oczy.
Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego, co właśnie mi powiedział.
– No… tak – mówi. – Na film. Niedługo Walentynki, więc pomyślałem, że… miło byłoby spędzić czas razem.
Jestem tak zaskoczona, że przez dłuższą chwilę stoję jak wrośnięta w ziemię.
– Hej, Lenka. – Krystian niepewnie kładzie mi rękę na ramieniu, co mnie przywraca do rzeczywistości.
– Ee… co? – pytam. – Eee, tak, już, poczekaj. Więc do kina, mówisz? A na jaki film?
– Wybralibyśmy coś razem – odpowiada. – Zdaję się na ciebie. No to jak?
– Zgadzam się – mówię, a on uśmiecha się.
– Super! – woła. – W takim razie wpadnę do ciebie dzisiaj wieczorem i coś wynajdziemy. Może być?
Odpowiadam skinieniem, a on, wyraźnie rozluźniony, ściska mnie za rękę.
– To do zobaczenia wieczorem – mówi.
– Do zobaczenia, Krysiu – odpowiadam, nie mogąc powstrzymać uśmiechu na widok jego miny.
– Czy ty przestaniesz wreszcie mnie tak nazywać? – pyta.
– A czy ty przyzwyczaisz się, że ja tak po przyjacielsku? – odcinam się.
– Oj, Lenka, Lenka – rzuca w odpowiedzi i odchodzi.
Wieczór nadchodzi bardzo szybko. Siedzę akurat przed telewizorem i patrzę na jakiś film, gdy rozlega się dzwonek do drzwi.
– Już idę! – wołam.
Chwilę później widzę przed sobą uśmiechniętego Krystiana.
– Witaj, księżniczko – mówi, czym mnie kompletnie rozbraja.
– No dzień dobry panu – odpowiadam, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. – A pan w jakiej sprawie?
– Nie cierpiącej zwłoki – oświadcza i oboje wybuchamy śmiechem.
– Skoro tak, to zapraszam – oznajmiam i prowadzę go do pokoju.
– O, widzę, że ktoś tu ogląda jakiś kryminał – zauważa, widząc, co leci w telewizji.
– Ee nie, tak w sumie siedziałam i patrzyłam, dla zabicia czasu – odpowiadam. – Czego się napijesz? Kawy, herbaty, soku?
– A coś mocniejszego masz? – pyta.
– Niestety nie. – Rzucam mu spojrzenie pełne rozczarowania.
– W porządku. To w takim razie sok wystarczy.
Bez słowa udaję się do kuchni. Kiedy wracam, załączam laptopa i oboje z Krystianem pochylamy się nad repertuarem kin.
– Ej, to może być dobre – odzywam się po dłuższej chwili. – Co prawda ma wątek romantyczny, ale… w sumie, lubię takie.
– Powiedziałem ci przecież, że zdaję się na ciebie – odpowiada Krystian. – Także wiesz… Ty wybierasz, a ja kupuję bilety.
– Ok. – mówię. – W takim razie idziemy na ten film. "Planeta Singli 2".
– Poczekaj, muszę sobie to zaznaczyć w kalendarzu – śmieje się Krystian, wyciągając telefon z kieszeni.
– Jasne. – Odpowiadam uśmiechem.
Siedzimy tak jakiś czas, aż w końcu Krystian oznajmia, że musi się zbierać. Nie zatrzymuję go, bo po co? Kiedy wychodzi, sama udaję się w objęcia morfeusza.
W środku nocy jednak coś wyrywa mnie ze snu. Kiedy otwieram oczy, przez moment nie wiem, skąd dobiega dźwięk, ale po chwili uświadamiam sobie, że to mój własny telefon. Przecieram oczy i biorę go do ręki. Na wyświetlaczu widzę jakiś nieznany mi numer. Z niepewnym wahaniem odbieram.
– Tak? – pytam.
– Cio… Ciocia… – słyszę po drugiej stronie głos Frani, a jest w nim tyle rozpaczy, że niemal przestaję oddychać.
– Kochanie, co się stało? – pytam, rozbudzając się kompletnie.
Słyszę jak mała bierze głęboki oddech.
– Mama nie wie, że dzwonię – zaczyna mówić bardzo szybko. – Nikt nie wie. Oni teraz poszli do jakiegoś klubu, a ja… Ciociu, zabierz mnie stąd, proszę.
– Poczekaj, powoli. – Staram się ją jakoś uspokoić. – Możesz mi powiedzieć, co się dzieje?
– Nie mogę. Ciociu, mam bardzo mało czasu. Oni w każdej chwili mogą wrócić, a ja… ja tak strasznie się boję. Proszę, zabierz mnie stąd jak najprędzej. Ja już nie chcę być z mamą i tym… Wujek Matthew… Ciociu, nie mogę…
Połączenie raptownie się urywa, a ja nadal trzymam telefon przy uchu, będąc w głębokim szoku.
"Boże, co się tam dzieje?" – przebiega mi przez myśl.
Dopiero, kiedy udaje mi się dojść do siebie, spoglądam na zegarek. Druga w nocy. Czyli u Frani musi być pierwsza. Wstaję i w tempie ekspresowym zaczynam się ubierać. Wiem, że tym razem sprawa nie może czekać do rana. Na całe szczęście mam w telefonie rejestrator rozmów głosowych, więc mogę pokazać nagranie na komendzie. Trzęsącymi się dłońmi wybieram numer Krystiana.
"Odbierz, błagam cię, odbierz" – mówię w myślach.
W końcu odbiera, po czwartym sygnale.
– Lenka? – słyszę w słuchawce jego zaspany głos.
– Hej – odpowiadam, ledwo panując nad drżeniem głosu. – Krystian, wiem, że jest późno, ale… potrzebuję waszej pomocy. Twojej, Olgierda i Łucji. Frania do mnie zadzwoniła.
– Frania? – pyta, w moment się rozbudzając. – Co się stało?
– Jak przyjedziecie, wszystko wam opowiem – odpowiadam. – Możesz zadzwonić do Olgierda i Łucji?
– Jasne – odpowiada. – Będziemy u ciebie za godzinę maksymalnie.
– Dzięki. – Oddycham z wyraźną ulgą.
– Drobiazg – słyszę w odpowiedzi.
Czas zdaje się ciągnąć wieczność. Nie potrafię usiedzieć na miejscu, chociaż wiem, że powinnam być opanowana. Nie jestem w stanie jednak zachować spokoju, zwłaszcza, że wciąż w głowie słyszę zrozpaczony głos Frani. W końcu po czterdziestu pięciu minutach słyszę dzwonek zwiastujący przybycie przyjaciół. W ciągu kilku sekund otwieram drzwi.
– Nareszcie! – wołam. – Boże, już myślałam, że…
– Lenka, opowiadaj, co się dzieje – przerywa mi Olo, a ja cieszę się, że od razu przechodzi do rzeczy.
Prowadzę ich do pokoju, a następnie puszczam nagranie zarejestrowane telefonem.
– Nie powiedziała ci za wiele – zauważa Łucja.
– Bo nie mogła – dodaje Krystian, pocierając czoło w zamyśleniu. – Ale słychać, że jest przerażona.
– Będziemy musieli ten numer namierzyć – oznajmia Olgierd rzeczowo.
– Ale jak chcecie to zrobić? – pytam.
– Ktoś cały czas z tobą będzie musiał być… – Olgierd wyraźnie się waha.
– Nie, wiecie co? Mam inny pomysł – podejmuje Krystian. – Lenka, jutro z rana pójdziesz do Zarębskiego, pokażesz mu to nagranie, a on zdecyduje, co z tym dalej zrobić.
– A ja nadam komunikat w Interpolu – dodaje Łucja. – Wspólnymi siłami spróbujemy w jak najkrótszym czasie dowiedzieć się, co tam się dzieje i gdzie znajduje się mała, żeby ją odbić. Grunt to teraz nie popadać w panikę.
– Nie popadać w panikę? – Zrywam się na równe nogi. – Ale jak mam nie popadać w panikę, skoro tu chodzi o życie mojej siostrzenicy?
– Rozumiem, Lenka, że jest ci ciężko – odzywa się Krystian łagodnie. – Ale musisz to przetrwać. Musisz wytrzymać do czasu, aż się czegoś nie dowiemy, rozumiesz?
Niechętnie kiwam głową. Rozumiałam, oczywiście, że rozumiałam, ale rozumieć to jedno, a przetrwać, to drugie.
– Może… – Łucja patrzy na mnie niepewnie. – Może niech Krystian z tobą zostanie? Będzie ci łatwiej przetrwać do rana.
– Mhm – mówię cicho.
Tak naprawdę w tej chwili zgodziłabym się chyba na wszystko.
– Nie martw się. – Ona podchodzi do mnie i przytula mocno. – Wszystko się ułoży. Zobaczysz.
– Dzięki. – Usiłuję się uśmiechnąć, lecz wcale mi się to nie udaje. – To do jutra.
– Do jutra, mała. – Olo poklepuje mnie po plecach. – Krycha, opiekuj się nią, dobrze?
– Jasne – odpowiada Krystian, a oni wychodzą, cicho zamykając za sobą drzwi.
– Może postarasz się zasnąć? – Krystian przygląda mi się z widoczną troską.
– Nie – odpowiadam. – Nie chcę spać.
On wzdycha.
– Co mogę dla ciebie zrobić? – pyta.
– Po prostu… Nic nie mów do mnie, ok.?
Odpowiada skinieniem. Siedzimy tak do rana, nic do siebie nie mówiąc. Nie zmrużyłam oka ani na moment, sam Krystian także nie, chociaż mógł.
Około godziny siódmej rozlega się dzwonek do drzwi, a my oboje podrywamy się jednocześnie, jak rażeni piorunem. Jednak okazuje się, że to Olo. Podjechał po nas, żebyśmy się przypadkiem nie rozbili na trasie.
– Dzięki, stary – mówi Krystian. – Sami byśmy raczej nie dotarli na komendę.
– Domyślam się – odpowiada, patrząc to na mnie, to na niego. – Wsiadajcie.
Na miejscu pojawiamy się pół godziny później i pierwsze swoje kroki kierujemy do naczelnika. Na nasz widok, otwiera szeroko oczy.
– Wszyscy troje? Do mnie? – pyta.
– Tak, szefie – odpowiadam. – Bo… dzwoniła do mnie Frania i…
Urywam, czując, że zaczyna łamać mi się głos. Odchrząkuję.
– Ona potrzebuje mojej pomocy – kontynuuję. – Niech szef sam posłucha.
Wyciągam telefon i włączam nagranie, której tej nocy studiowałam już wielokrotnie. Gdy głos Frani milknie, na twarzy Zarębskiego dostrzegam wyraźny niepokój.
– Rozmawiałaś z Łucją? – pyta.
– Tak. Powiedziała, że postara się nadać sygnał w Interpolu.
– Dobrze. W takim razie… Olgierd, Krystian, przydzielam was do opieki nad Leną. Macie monitorować jej telefon. Jak tylko mała w jakiś sposób się z nią skontaktuje, dajcie znać Łucji, a ona niech popchnie sprawę dalej. Czy to jasne?
– Jasne – odpowiadamy jednocześnie.
– W porządku – odpowiada naczelnik. – Działajcie w takim razie.
Bez słowa opuszczamy jego gabinet. Czuję się nieco spokojniejsza, chociaż w środku nadal męczy mnie strach.
Tak minął jakiś czas. Każdy dzień był dla mnie ogromnym stresem, spałam niewiele, o powrocie do pracy na razie nie było mowy. Sam szef nawet na to nie nalegał, za co byłam mu ogromnie wdzięczna.
Dokładnie w tydzień później od pierwszego telefonu Frani, siedziałam w nocy razem z Olgierdem, podczas gdy Krystiana wysłaliśmy na drzemkę, kiedy nagle rozdzwonił się mój telefon.
– To mała – odzywam się, zerkając na wyświetlacz. – Tylko teraz dzwoni z innego numeru.
– Odbierz – mówi Olgierd.
Odchrząkuję i odbieram połączenie.
– Ciociu – słyszę po drugiej stronie. – Przepraszam, ale… ja muszę… Nie przerywaj mi… Mam strasznie mało czasu…
Chcę zadać jakieś pytanie, lecz Olgierd daje mi znak ręką, bym się nie odzywała. W napięciu słuchamy dalszych słów dziewczynki.
– Wujek Matthew mnie bije. Mama o tym nie wie. Nie raz chciałam jej o tym powiedzieć, ale zagroził, że jeżeli pisnę jej choćby słówko, zrobi krzywdę nie tylko mi, ale mamie. Teraz znowu gdzieś poszli. Ciociu, ja tak nie chcę. Nie wytrzymam tego dłużej. Proszę, zabierz mnie stąd.
Gdy milknie, nie mogę wydusić z siebie głosu. Z trudem udaje mi się nad sobą zapanować.
– Zrobię, co w mojej mocy, kochanie – szepczę. – Obiecuję.
– Na pewno? – pyta cichutko.
– Tak – odpowiadam.
W odpowiedzi wzdycha cicho, a ja czuję, że zaraz się rozpłaczę. Kiedy mała się rozłącza, odkładam telefon na stół i ukrywam twarz w dłoniach.
– Hej, Lenka. – Olo kładzie mi rękę na ramieniu. – Popatrz na mnie. Słyszysz? Spójrz na mnie, proszę.
Niechętnie podnoszę wzrok, czując się tak okropnie, jak jeszcze nigdy wcześniej.
– Wszystko będzie dobrze – odzywa się z mocą. – Zobaczysz. Pomożemy ci. Zaraz zadzwonię do Łucji, zajmą się tą sprawą w ciągu kilku godzin. Obiecuję.
Kiwam głową, nie będąc zdolna do wypowiedzenia choćby jednego słowa. Olgierd tymczasem dzwoni do Łucji, a potem, ku mojej rozpaczy, do Krystiana. Wiedziałam, że Krystian powinien o wszystkim wiedzieć, ale nie chciałam, by widział mnie w takim stanie.
– Lena, wszystko będzie dobrze – powtarza cicho Olo, odłożywszy telefon. – Chodź, dam ci coś na uspokojenie, dzięki czemu uda ci się zasnąć.
Posłusznie pozwalam mu się zaprowadzić do sypialni. Czuję się w tej chwili jak zwykła kukiełka, nie mająca własnej woli.
Rano wstaję ledwo przytomna, jednak wiem, że dopóki ta sprawa się nie wyjaśni, nie uda mi się spokojnie przespać ani jednej nocy.
– Boże, Lenka, wyglądasz jak trup! – woła Natalia na mój widok, gdy tylko zjawiam się na komendzie.
Ona też się o mnie martwiła. Zresztą wszyscy byli bardzo zaangażowani w ratowanie Frani, za co byłam im ogromnie wdzięczna.
– Wiem, nie musisz mi tego uświadamiać – odpowiadam. – Widziałaś może Krystiana?
– Aha, siedzi w biurze – odpowiada. – Przepraszam cię, ale muszę lecieć, mamy z Kubą sprawę do rozwiązania. Trzymaj się. Zobaczysz, niedługo Frania będzie z tobą.
– Jasne – mówię, z całej siły walcząc ze sobą, by się nie rozpłakać.
Gdy wchodzę do pokoju chłopaków, zastaję tam Krystiana. Olo po przywiezieniu mnie poszedł zrobić sobie kawy. Na mój widok Krystian podrywa się na równe nogi.
– Lenka, jak się czujesz? – pyta.
– A jak myślisz? – odpowiadam pytaniem.
– Pewnie bardzo ci ciężko – stwierdza, a ja tylko wzdycham.
– Chodź, usiądziesz. – Podchodzi do mnie i pomaga mi usiąść. – Zrobię ci mocnej kawy i poczekamy na jakiś znak od Łucji, może być?
Nie czekając na moją odpowiedź, wychodzi z pokoju, by wrócić trzy minuty później z parującym kubkiem kawy. Tuż za nim szedł Olgierd. Obaj wyglądali na bardziej zmartwionych, niż to okazywali. Czas zdawał się ciągnąć w nieskończoność, aż w końcu rozdzwonił się służbowy telefon.
– Halo? – pyta Olo. – Tak? Tak, jasne. Ok., w porządku. Rozumiem. Tak, oczywiście. Do widzenia.
Gdy kończy rozmawiać, patrzy na mnie uważnie. Minę ma śmiertelnie poważną.
– Ten cały Matthew… Ludziom z Interpolu udało się zlokalizować, gdzie przebywają twoja siostra wraz z Franią. Londyńska policja tam jedzie, natomiast… Lenka, nie mam dla ciebie dobrych wieści.
Czuję jak blednę. Łyżeczka, którą trzymałam, wyślizguje mi się z ręki, z brzękiem uderzając o stół.
– Theodore Grant, bo tak się nazywa partner twojej siostry…
– Jak? – przerywam mu. – Przecież Frania mówiła, że…
– Wiem, co mówiła – odzywa się łagodnie. – Ale to kłamstwo. On nie nazywa się Matthew White.
Blednę jeszcze bardziej. Mam wrażenie, że lada moment zemdleję. Dalsze słowa Olgierda docierają do mnie jakby z oddali.
– Ten mężczyzna jest poszukiwanym przestępcą. Został za nim nadany list gończy. Dwa lata temu był oskarżony o molestowanie ośmioletniej dziewczynki, ale nigdy nikomu nie udało się go złapać, gdyż ciągle zmieniał miejsce pobytu, imię i nazwisko także zmienił, jak widzisz.
– Ale… Ale… – Nie mogę znaleźć odpowiednich słów. – Ale przecież…
– Lenka, tylko spokojnie. – Czuję jak ktoś mnie obejmuje ramieniem. Dopiero po chwili orientuję się, że tym kimś jest Krystian. – Londyńska policja nad wszystkim czuwa. Na pewno uwolnią Franię i Anię.
Nie odpowiadam. Pozwalam mu tylko na to, by mnie obejmował, nie mając ani siły ani ochoty zaprotestować.
– Wiecie co? – odzywa się po jakimś czasie Olo. – Jedźmy może do mieszkania Lenki. Tu i tak nic po nas.
– Masz rację – popiera go Krystian, następnie podchodzi do mnie i pomaga mi się podnieść.
– Jesteś strasznie blada – zauważa Olgierd. – Lenka, dobrze się czujesz?
Odpowiadam skinieniem. Poza tym, że martwiłam się o Franię, czułam się całkiem dobrze.
Gdy dojeżdżamy pod mój blok, rozdzwania się telefon służbowy chłopaków.
– Tak? – pyta Krystian.
– Hej – słyszymy głos Łucji. – Gdzie jesteście?
– Pod blokiemLenki – odpowiada Olo. – A co się stało?
– O, to dobrze – odzywa się Łucja. – W takim razie wejdźcie do mieszkania i zaczekajcie tam na mnie.
– Jasne – mówi Olo.
Mam ochotę zadać mnóstwo pytań, ale nie pada ani jedno. Zamiast tego, wysiadam z samochodu i idę przodem, by otworzyć drzwi.
Nie wiem, ile czekamy na Łucję, ale gdy tylko rozlega się dzwonek zwiastujący jej przybycie, wszyscy troje biegniemy w tamtą stronę.
– Cioociaa! – słyszę, ledwo drzwi się otwierają.
Chwilę później czuję obejmujące mnie dłonie siostrzenicy. Mocno ją do siebie przytulam, nie będąc w stanie wyksztusić słowa. Nie powstrzymuję łez, które nagle zaczynają spływać po moich policzkach. Stoję tylko, oddychając z ulgą, że nic jej nie jest, że jest już przy mnie, cała i zdrowa. W końcu odsuwam ją lekko od siebie i prowadzę do pokoju, a pozostali idą za nami. Zaczynam się jej uważnie przyglądać.
– Kochanie… – zaczynam łamiącym się głosem. – Nic… Nic ci nie jest? Tak się bałam… Tak strasznie, ogromnie się bałam.
– Nie, ciociu, mnie… mnie nic nie jest – odpowiada cicho mała. – Jestem tylko bardzo zmęczona i przestraszona, ale… mama…
– Co z Anią? – pytam, odwracając się w stronę Łucji stojącej nieopodal.
Obok niej stoi jakiś mundurowy, najwidoczniej ktoś z interpolu.
– Gdzie jest Anka? – powtarzam pytanie. – Co tam się w ogóle stało?
– Pani siostra jest operowana – wyjaśnia mężczyzna stojący obok Łucji. – Gdy przybyliśmy na miejsce, facet wpadł w szał. Kompletnie się nas nie spodziewał. Wyciągnął nóż, zaczął nim wymachiwać… Frani udało się odskoczyć, ale pani siostra… Była tak przerażona, że nie była w stanie się ruszyć i… trafił w nią. Od razu przewieziona została do szpitala, teraz walczy o życie. Bardzo mi przykro.
Gdyby nie Olo, który podsunął mi krzesło, zapewne bym upadła.
– Ale… Ale… – Nie jestem w stanie wydusić z siebie nic więcej.
Patrzę na wszystkich po kolei, a gdy mój wzrok zatrzymuje się na Frani, przyciągam ją do siebie i mocno przytulam. Mała krzywi się nagle.
– Co się dzieje? – pytam.
– On… On mnie tu… uderzył… – Wskazuje na siniak na plecach.
"Nie, tylko nie to – przebiega mi przez myśl. – Ja chyba więcej nie zniosę".
– Dlaczego mi o tym wcześniej nie powiedziałaś? – odzywam się łagodnie.
– Ja… nie chciałam cię martwić – odpowiada cicho. W jej oczach dostrzegam łzy.
– Czy Frania była badana? – pytam Łucję i jej kolegę. – Może ma jakieś obrażenia wewnętrzne, a nikt tego nie sprawdził.
– Niestety nie – odpowiada Łucja cicho. – Mała nie chciała zostać w tamtejszym szpitalu.
– W takim razie jedziemy – decyduję, wstając. – Chodź, kochanie. Musimy się dowiedzieć, czy wszystko jest w porządku.
– Ciociu, ale ja… ja się boję… – Jej głos się załamuje.
– Nie bój się. – Biorę ją ostrożnie za rękę. – Ja cały czas przecież jestem i będę przy tobie.
Przez chwilę patrzy na mnie, po czym kiwa lekko głową, a ja biorę to za zgodę.
Minęły trzy dni. Frania na szczęście nie miała dużych obrażeń, ale i tak trzeba było zrobić obdukcję, by móc udowodnić Theodorowi winę. Pocieszające też było to, że operacja Ani się udała, choć od tej informacji, nie miałyśmy więcej żadnych wieści.
Nie puściłam jeszcze Frani do szkoły, a i ona sama nie bardzo mówiła, że chce wrócić. Nadal była bardzo przestraszona, bywało, że budziła się w nocy z krzykiem.
Tak było też z wczoraj na dziś. Zgasiłam właśnie światło i zamierzałam się położyć spać, gdy nagle z drugiego pokoju usłyszałam rozpaczliwy krzyk, który momentalnie się urwał. Przestając myśleć o tym, że jest noc, wbiegam do pokoju siostrzenicy. Leży na łóżku, cała owinięta kołdrą, tak że nawet głowy nie widać. Ostrożnie podchodzę i siadam na brzegu.
– Kochanie – odzywam się łagodnie. – Hej, słoneczko, popatrz na mnie. Skarbie, to ja.
Widzę jak twarzyczka powoli wynurza się z pod kołdry. Jej ciemne włosy opadają na ramiona. Zawsze przed snem zdejmowała gumkę, by się jej wygodnie spało.
– Ciocia? – pyta cichutko. W jej oczach widzę autentyczny strach.
– Jestem – odpowiadam. – Już, już dobrze. Chodź, przytul się, jak chcesz.
Bez słowa przytula się do mnie, a po chwili czuję, jak wstrząsa nią cichy, niepowstrzymywany szloch. Zaczynam gładzić ją po plecach, nic nie mówiąc. Wiem, że słowa nie są w tej sytuacji potrzebne. Że jedyne, co mogę zrobić, to czekać, aż mała się uspokoi. Nie wiem, ile tak siedzimy, czas przestał mieć znaczenie. Gdy jednak w końcu się uspokaja i podnosi na mnie załzawione oczy, czuję jak serce mi się ściska z żalu.
– Ciociu, ja… – zaczyna cicho. – Przepraszam.
– Za co, kochanie? – Jestem zaskoczona. – Nie masz za co mnie przepraszać. To, że teraz tak się czujesz, jest jak najbardziej naturalne. Zapewniam cię, że ktos inny będący na twoim miejscu zachowywałby się podobnie.
– Naprawdę… Naprawdę tak uważasz? – Patrzy na mnie.
– Oczywiście – zapewniam ją. – No już, słoneczko, nie bój się. Jestem przy tobie, nic ci nie grozi. Jesteś bezpieczna.
– Zostaniesz? – pyta.
– Oczywiście. – Przytulam ją jeszcze mocniej, uważając na siniaki.
Siedzimy przez jakiś czas w ciszy.
– Wiesz? – odzywa się nagle. – Kiedy uderzył mnie po raz pierwszy… Nie rozumiałam dlaczego. Nic mu nie zrobiłam, a on… on chyba mnie nie lubił. Najbardziej bałam się tego, że nie wrócę do ciebie. Że mnie nie uwolnisz, że… że zrobi mi coś gorszego. Mi i mamie. To znaczy… Mama nie widziała w nim nic złego. Chodzili wszędzie razem, ja czasami razem z nimi, ale rzadko. A w nowej szkole wcale mi się nie podobało. Z nikim się nie zaprzyjaźniłam. Czułam się tam strasznie samotna. Mówiłam mamie, że chcę wrócić do ciebie, ale do niej nic nie docierało. W końcu którejś nocy nie wytrzymałam. Zaczęłam udawać, że śpię, a gdy mama z wujkiem wyszli, wzięłam jego telefon i zadzwoniłam do ciebie, a potem skasowałam połączenie. Tydzień później powtórzyłam proces, a resztę… resztę już znasz. Każdego dnia czekałam na to, aż ktoś po nas przyjedzie. Wiesz, jak mama zobaczyła tych panów z policji… Bardzo się zdziwiła, a wujek… wujek wpadł w szał, zaczął machać nożem… Jeszcze nigdy nie widziałam go tak wściekłego. Nie wiem, naprawdę nie wiem, jakim cudem udało mi się uciec. Ukryłam się w drugim pokoju, a potem… usłyszałam krzyk mamy…
Głos jej się załamuje. Bierze głęboki oddech.
– Gdy przybiegłam, leżała cała we krwi… Myślałam, że on ją… zabił…
Milknie na dobre, ukrywając twarz w moim ramieniu.
– Już, już dobrze – mówię łagodnie. – Kochanie, jesteś już bezpieczna. Połóż się, postarasz się zasnąć, dobrze? Posiedzę przy tobie i poczekam, aż zamkniesz oczka. No już, już dobrze, maleńka.
– Kocham cię – szepcze.
– Ja ciebie też, maleńka – odpowiadam. – A teraz naprawdę, postaraj się zasnąć.
W odpowiedzi wyswobadza się z moich objęć i posłusznie kładzie się z powrotem, a ja biorę ją za rękę.
– Śpij, śpij, maleńka – powtarzam cicho.
Przez pewien czas siedzę, obserwując jej twarz. Wygląda tak niewinnie… Tylko dlaczego musi tak cierpieć? Dlaczego moja siostra naraziła ją na takie niebezpieczeństwo? Zawsze była szalona, to prawda, ale nie spodziewałam się, że aż tak. Wzdycham cicho i wstaję. Upewniam się, czy mała jest dobrze przykryta, po czym, nie gasząc światła, ostrożnie wychodzę z pokoju.
Udaję się do swojego pokoju, gdzie opadam na fotel. Odechciało mi się spać. Patrzę na zegarek. Dochodziła trzecia w nocy. Czuję jak puszcza zapora, z której istnienia sobie nie zdawałam sprawy. Po moich policzkach zaczynają spływać łzy. Drżącą ręką biorę telefon ze stolika i wybieram z kontaktów Krystiana.
– Halo? – słyszę po paru sygnałach.
– Krystian? – odpowiadam pytaniem, mając nadzieję, że mój głos nie zdradza żadnych emocji.
-Lenka, co się stało? – pyta zaniepokojony.
– Przepraszam, że… Ale czy… Mam prośbę. Możesz przyjechać?
– Jasne – mówi. – Daj mi się tylko zebrać, ok.?
– W porządku – odpowiadam. – To do zobaczenia.
Po tych słowach zakańczam połączenie i ukrywam twarz w dłoniach. Nie wiem, ile tak siedzę, ale kiedy słyszę ciche pukanie do drzwi, podrywam się natychmiast i biegnę w tamtą stronę.
– O matko z córką – odzywa się Krystian na mój widok. – Lenka, co się stało? Chodź, chodź, ty cała drżysz, jejku.
Zamyka drzwi, a kiedy jesteśmy w salonie, przytula mnie, a ja łkam mu w szyję.
– Hej, co się stało? – pyta troskliwie. – Już, cii, wszystko jest dobrze.
Siadamy na kanapie, a on tuli mnie mocno, trzymając na kolanach. Żadne z nas nic nie mówi.
– Frania… – zaczynam w końcu po długiej pauzie. – Ona… opowiedziała mi wszystko. Strasznie to przeżywa. Ja… nie wiem, czy potrafię… Czy ja umiem jej pomóc.
– Przecież wiesz, że można jej zorganizować psychologa, prawda? – Krystian spogląda na mnie.
– Tak, wiem, ale… Boże, to wszystko jest takie… Krystian, dlaczego Anka była tak nieodpowiedzialna? Dlaczego… Przecież ja sama mogłam sprawdzić tego faceta, tak? Mogłam. A tego nie zrobiłam.
– Czujesz się winna? – Jest wyraźnie zaskoczony. – Dlaczego? Lenka, nie masz obowiązku sprawdzania wszystkich partnerów twojej siostry. Ona jest dorosła i wie, na co się naraża. Nie możesz być odpowiedzialna za osobę dorosłą.
– Niby tak, ale… jestem odpowiedzialna za Franię. Gdyby coś jej się stało…
– Zaraz, chwila, stop, moment. Usiądź obok mnie.
Spełniam jego prośbę, a on wstaje i kuca przede mną, tak że patrzymy sobie prosto w oczy.
– Byłaś odpowiedzialna za Franię, dopóki nie zabrała jej od ciebie twoja siostra. Ale nie miałaś żadnych danych na temat partnera Anki, więc nie mogłaś go sprawdzić. Poza tym, wszystko działo się tak szybko, że nie miałaś nawet do tego głowy. Podejrzewam, pewnie słusznie, że gdyby taka sytuacja powtórzyła się po raz kolejny, zareagowałabyś dokładnie tak samo. W takich przypadkach myśli się innymi kategoriami, Lenka. Nie masz prawa się obwiniać, bo nic złego nie zrobiłaś. Rozumiesz?
– Naprawdę tak uważasz? – pytam cicho.
– Oczywiście – odpowiada, spojrzenie ma poważne. – Hej, nie zadręczaj się tak. Chodź.
Bierze mnie za rękę i wstaje.
– Położysz się, a ja zrobię ci coś na uspokojenie, a potem posiedzę przy tobie. No nie patrz tak na mnie, nie zrobię ci krzywdy. No chodź.
Pozwalam mu się zaprowadzić do pokoju, czując się tym wszystkim naprawdę przytłoczona. Gdy zostawia mnie samą, siadam na łóżku i na powrót ukrywam twarz w dłoniach.
– Lenka… – słyszę nad sobą jego głos. – Hej.
Podnosi moją brodę do góry.
– Nie zamartwiaj się tak – prosi cicho. – Wszystko się ułoży, zobaczysz. Masz, weź to, zrobi ci się lepiej.
Podaje mi kubek z wodą i jakąś tabletkę, a ja posłusznie zażywam lekarstwo.
– Grzeczna dziewczynka – mówi z uśmiechem. – A teraz połóż się, a ja poczekam, aż zaśniesz.
– A potem? – pytam. – Może… dam ci świeżą pościel.
– Poradzę sobie – ucina. – Nie martw się o nic. Śpij.
Popycha mnie delikatnie na poduszkę, a ja w końcu odpuszczam. Kiedy ujmuję jego rękę, czuję ogarniającą mnie falę spokoju i ciepła.
– Dziękuję… – szepczę.
– Śpij, kruszynko – słyszę w odpowiedzi. – Niczym się nie martw, śpij.
Nawet nie mam siły zareagować na to zdrobnienie. Chwilę później odpływam, nadal trzymając Krystiana za rękę.
Następnego dnia wstaję w miarę wyspana. Spoglądam na zegarek, prawie dziesiąta. Ubieram się i idę do kuchni. Frania najwidoczniej śpi, bo nie ma jej w pomieszczeniu. Na stole widzę talerz z kanapkami, a obok leży kartka. Biorę ją do ręki.
"Mam nadzieję, że będziesz spać spokojnie, a jak rano się obudzisz, to zgłodniejesz. Trzymaj się i pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Krystian".
Mimowolnie się uśmiecham. Nie żałuję, że po niego zadzwoniłam. Gdyby nie on, chyba nie przetrwałabym tej nocy.
Właśnie zaczynam jeść, gdy nagle słyszę dzwonek do drzwi.
"Boże, Franię obudzą" – przebiega mi przez myśl.
Idę do przedpokoju i otwieram drzwi, lecz na widok postaci stojącej w progu, o mało nie mdleję z wrażenia.
– Ania? – pytam cicho.
– Tak, to ja – odpowiada. – Hej, siostra. Jak się czujesz?
– To ja powinnam o to spytać. Chodź.
Obie wracamy do kuchni.
– Gdzie Frania? – pyta Ania.
– Śpi – odpowiadam. – Miała bardzo ciężką noc.
– Nie mogła spać? – pyta.
– No nie bardzo – stwierdzam. – Ale mów lepiej, jak ty się czujesz.
– W porządku – odpowiada. – Wypisali mnie ze szpitala, więc wróciłam. Ale wiesz?
Patrzy na mnie.
– Ja chyba muszę wyjechać – odzywa się poważnie. – Sama, gdzieś, na długi urlop. Żeby zapomnieć o tym wszystkim. Naraziłam i siebie i Franię na takie niebezpieczeństwo… Szczególnie małą. Ostrzegałaś mnie, prosiłaś, żebym uważała, a ja znowu zrobiłam wszystko po swojemu. Przepraszam.
Milknie. Biorę ją za rękę.
-Posłuchaj mnie – mówię łagodnie. – Nikt nie ,mógł tego przewidzieć. Ja też nie spodziewałam się, że tak wszystko się potoczy. Mogłam go sprawdzić, ale wszystko działo się tak szybko, że nie miałam do tego głowy. Uważam, że powinnaś faktycznie wyjechać na kilka dni, odpocząć. Ale potem wrócisz i zamieszkasz gdzieś niedaleko. Frania musi mieć możliwość spotykania się z tobą. Zwłaszcza po tym, co razem przeszłyście.
– Wiem – odpowiada. – Wiem o tym. Zrobię tak. Zostanę. Na pewno. Ale teraz muszę wyjechać. Muszę sama się z tym uporać.
– Jasne. – Kiwam głową. – Kiedy wyjeżdżasz?
– Chciałabym jeszcze dzisiaj, ale najpierw… chcę się pożegnać z Franią – wyjaśnia.
– No dobrze. – Wzdycham. – Mam ją obudzić?
– Nie nie, niech śpi – odpowiada. – Posiedzę i poczekam. Widzę, że jesz śniadanie?
– A tak. – Nie mogę powstrzymać uśmiechu. – A ty nie jesteś głodna?
– Nie, nie jestem. – Również odpowiada uśmiechem.
Siedzimy jakiś czas w ciszy. Nagle w drzwiach kuchni staje Frania.
– Mama! – woła.
Chwilę później Ania trzyma małą w objęciach.
– Jak się czujesz? – pyta. – Wiesz, jak się bałam? Myślałam, że…
– Cii – przerywa jej Ania. – Wszystko jest dobrze. Jestem cała i zdrowa. Ale… kochanie, chciałabym… Przyjechałam się z tobą pożegnać. Wyjeżdżam na kilka dni. Chcę odpocząć, pozbierać się po tym wszystkim. Ale wrócę, obiecuję. Wrócę i zamieszkam gdzieś niedaleko, tak, byś mogła mnie odwiedzać.
– Na pewno? – pyta cicho Frania.
– Oczywiście, kochanie – zapewnia ją moja siostra.
– Dobrze. – Dziewczynka uśmiecha się. – Tylko uważaj na siebie.
Ania kiwa głową, ściska nas obie po raz ostatni i wychodzi.
– Widzisz? – Podchodzę do Frani. – Wszystko będzie dobrze, mówiłam.
– Dziękuję, ciociu. – Odpowiada uśmiechem.
Siedzę i ryczę i nie mogę się opanować.
Dużo emocji. To dobrze…
matko jakie to straszne. nie mam pomysłu co dalej napisać.
No no.. Fajne. 🙂