18 – Piotr

Od dramatu, który spotkał Zosie, minęło już kilka dni. Wiktor cały czas, na zmianę z Anią, czuwał przy Zosi, a ja zastanawiałem się, czy mógłbym im jakoś pomóc. Niestety, Zosia żyła jak w transie, nie dopuszczała do siebie nikogo, poza Anią i ewentualnie Martyną.
– Boże, ile to jeszcze będzie tak trwać? – pyta cicho Martyna w przerwie pomiędzy wezwaniami.
Oboje siedzimy w kuchni, pijąc herbatę.
– Też bym chciał to wiedzieć – odpowiadam cicho.
– O czym rozmawiacie? – Podchodzi do nas Adam.
– Nie o czym, a o kim. O Zosi – odpowiada Martyna.
– Zastanawiamy się, kiedy to się w końcu skończy – dodaję cicho.
– Ja też o tym myślę – odzywa się Adam. – Doktor ostatnio za dużo cierpi. Zresztą oni wszyscy. Ale słuchajcie, ja… ja wam muszę coś powiedzieć. Widziałem Lidkę i Górę.
– Że co proszę? – Martyna wypuszcza z ręki kubek, który trzymała w dłoni, a on spada na ziemię, rozpryskując
się na kawałki.
Zanim ona zdąża wstać, jar eaguję i sprzątam szkło, poczym siadam z powrotem.
– To co słyszysz – odpowiada Adam. – Poszedłem ich poinformować, że wezwanie mamy. Znaczy, dwa dni temu. No i zobaczyłem ich, siedzieli razem w gabinecie.
– Ale to, że siedzieli razem w gabinecie, to nic strasznego – zauważam. – Przecież…
– Ale… jak oni na siebie patrzyli. Znaczy, jak Lidka na Górę patrzyła… Nie widzieliście tego.
– Adaś, daj spokój, ty jak zwykle doszukujesz się czegoś, co jest fikcją. – Martyna wzdycha.
– 23S, zgłoś się – rozlega się nagle głos Rudej.
– 23S, zgłaszam się – odzywa się Adam.
– Wezwanie macie, kobieta 25 lat, silne skurcze, ulica Kwiatowa 8/13. Spieszcie się.
– 23S, przyjąłem – odpowiada Adam i wstaje.
– Dobra, dzieciaki, lecę na wezwanie, znaczy lecę znaleźć Lidkę i Górę. Znaczy Górę i Lidkę. Znaczy, nieważne, wiadomo, o co chodzi.
Po tych słowach znika za drzwiami, pozostawiając nas samych.
– Widzisz, co tu się dzieje? – pytam. – Martynka, zobacz, wszyscy są rozkojarzeni. Nawet Adam.
– Widzę, niestety. – Dziewczyna wstaje. – Chodź, Piotruś, trzeba umyć karetkę.
– Masz rację, Martynka, masz rację. Ty jak czasem coś powiesz, to dobrze powiesz.
– Ej ej, nie cytuj Góry, kochanie, bo jakby to usłyszał, to by ci z premii potrącił.
– Eee, chyba nie. On ostatnio jakiś strasznie rozkojarzony jest. Nie mam pojęcia, co się dzieje, ale… to nie w stylu Góry. Ostatni raz był w takim stanie po śmierci Renaty. – Wzdycham. – Strasznie się o niego martwię. Może nie byliśmy w zbyt dobrych stosunkach, ale… Echhh. To jest jednak… Znaczy,
jakoś się wszyscy przyjaźnimy, nie?

– Tak, tak – mówi Martyna w roztargnieniu, chyba niezbyt rejestrując to, co do nie powiedziałem. – Chodź, Piotruś, proszę, zajmijmy się tymi karetkami, bo inaczej zwariuję.
– Chyba jedną karetką.
– Jedną, dwiema, dziesięcioma, może być i tysiąc, ale Się zajmijmy czymkolwiek.
– Dobrze, już dobrze – odpowiadam.
Gdy wychodzimy, przed stacją zastajemy zaniepokojoną Lidkę.
– Widzieliście doktorka? – pyta na nasz widok.
– Górę? – upewniam się.
– Tak, Górę, a kogo? Banacha?

– Lidka, wyluzuj. – Martyna patrzy to na mnie, to na nią. – Uspokój się i powoli, powiedz nam, co się stało.
– No bo… Adam przyszedł i powiedział, że wezwanie mamy. Zaczęliśmy przez radio doktorka wzywać, ale nie było żadnej odpowiedzi.
– Poszedłem do jego gabinetu, ale… nikogo tam nie znalazłem – dodaje cicho Adam, stając obok nas.
– To może my weźmiemy wasze wezwanie? – pytam.
– O, tak, Piotruś dobrze mówi. – Martynka podchwytuje mój pomysł. – Bardzo chętnie pojedziemy do tego wezwania. Tylko trzeba się z dyspozytornią skontaktować.
– Moment, robi się – mówi Adam. – 23S, Martynka i Piotrek przejmą to wezwanie.
– A stało się coś?

– Nie możemy znaleźć Góry. Ale spokojnie, pewnie poszedł ciasteczka konstruować – wyjaśnia.
– Artur? Daj spokój, przecież on by nigdy nie opuścił wezwania. Ale dobra, niech oni jadą na miejsce, a wy… zajmijcie się szukaniem Góry. Może policję wezwę.
– Nie, nie, na razie to nie jest konieczne. Dobra, Ruda, spokojnie, wszystkim się zajmiemy. W razie czego będziemy się z tobą kontaktować.
Kiedy kończą rozmawiać, patrzy na nas.
– Dobra, zbieramy się – mówię. – Chodź, Martynka.
Ona kiwa głową i idzie za mną bez słowa. Na miejsce wezwania docieramy dwadzieścia minut później.
– Piotr Strzelecki, pogotowie ratunkowe, dzień dobry, co się stało?

– Moja żona… Dziewczyna… Narzeczona… Znaczy przyjaciółka… Znaczy… Ona ma takie silne skurcze… Niech państwo nam pomogą. – Mężczyzna patrzy na nas.
Jest blady i przerażony.
– Dobrze, już idziemy, niech pan prowadzi – mówi Martyna.
On kiwa głową, po czym biegnie przodem, a my za nim. Kobietę potrzebującą znajdujemy w pokoju, zwiniętą w kłębek na łóżku.
– Dzień dobry, nazywam się Piotr Strzelecki i jestem ratownikiem. Może mi pani powiedzieć, co się dzieje?

– Skurcze… Mam… silne… skurcze…

– Co ile minut? – pyta Martyna. – Spokojnie, zbierzemy parametry i zaraz wszystko będzie jasne.
– Co dziesięć, tak mniej więcej – odpowiada kobieta cicho.
– Rozumiem. Na szczęście wygląda na to, że wszystko jest w porządku. – Patrzę na nią poważnie. – Pójdę teraz po nosze i zabierzemy panią do szpitala.
– A czy ja… mogę jechać z wami? – pyta mężczyzna.
– Niestety nie – odpowiada Martyna spokojnie. – Karetka to nie taksówka, nie wie pan o tym?
– Pani wybaczy, ja… po prostu strasznie się o nią boje.
– Dobrze, rozumiem, spokojnie. Piotruś, idź po te nosze.
– Pędzę, lecę, Martynka – odpowiadam i wybiegam z pokoju.
Wracam z powrotem pięć minut później.
– Zabieramy pacjentkę. A pan, dobrze radzę, jak pan nie ma prawa jazdy, to niech pan pojedzie taksówką.
– Dobrze, dziękuję bardzo.. – Mężczyzna patrzy na mnie z wdzięcznością, po czym oddala się, by zadzwonić po taksówkę.
Pół godziny później dojeżdżamy do szpitala, gdzie pacjentkę przejmują lekarze. My natomiast udajemy się do stacji, gdzie zastajemy spanikowanych Lidkę z Adamem.
– I co, dalej go nie znaleźliście? – pytam.
– No nie. Gdybyśmy go znaleźli, to nie bylibyśmy tak spanikowani chyba, prawda? – Lidka wzdycha z irytacją. – Nie dość, że Zosia niemal nikogo do siebie nie dopuszcza, to jeszcze teraz Artur. Jakieś totalne szaleństwo.
– Dobrze, Lidka, spokojnie. Zastanówmy się nad tym wszystkim poważnie, z rozsądkiem. – Martyna siada na ławce. – Gdzie on może być?

– Nie mam pojęcia. – Dziewczyna wzdycha. – Nie wiem, gdzie on mieszka, bo nie pozwolił mi się odwieźć ostatnim razem, a nie mam kogo zapytać. Nie wiem, gdzie mógł pójść, bo… nie znam go na tyle, by wiedzieć, gdzie może chodzić. Ja nic nie wiem.
Patrzy na nas z rozpaczą.
– Biedny, biedny doktorek. A co, jeśli teraz nas potrzebuje?

– Ej, czekajcie, uspokójcie się. – Zamyślam się. – Ja chyba wiem, gdzie on może być.
Wszyscy patrzą na mnie tak, jakbym spadł z księżyca albo jakbym przybył z innej planety.
– Gdzie? – pyta w końcu Adam.
– Chodźcie, zaprowadzę was – mówię i wstaję.
Oni posłusznie wstają i idą za mną. Po kilkunastu minutach docieramy do celu.
– Tutaj? – Adam otwiera szeroko oczy. – Na cmentarzu? Dlaczego?

– Cii, czekajcie. – Lidka wyprzedza nas.
Po chwili docieramy do miejsca, do którego chciałem ich doprowadzić. Jednak to, co widzimy, sprawia, że zatrzymujemy się, jak wrośnięci w ziemię. Patrzymy wprost na Górę, który siedzi przy grobie Renaty, jak w transie, przemarznięty i nieobecny.
– Mój Boże… – Lidka z Martyną zakrywają usta rękami.
– Jezus Maria… – Adam też wygląda na wstrząśniętego tym widokiem.
Ja nie mówię nic, natomiast mam wrażenie, że słowa nie są tu potrzebne. Lidka klęka ostrożnie obok Artura.
– Doktorku… Doktorku, słyszysz mnie? Artur, spójrz na mnie, proszę.
Zero reakcji z jego strony.
– Co mu się stało? On w ogóle na nic nie reaguje. – Martyna patrzy po nas.
– Poczekajcie. Trzeba tu jakąś karetkę zawezwać. Sami sobie przecież nie poradzimy.
Adam wyciąga radio.
– 23s, zgłoś się.
– 23S, zgłaszam się. Macie Artura?

– Tak, Ruda, znaleźliśmy go. Posłuchaj, przyślij nam tu jakąś karetkę. Jesteśmy na cmentarzu, przy grobie Renaty.
Przez chwilę trwa pełna napięcia cisza.
– Co? – W głosie Rudej słychać prawdziwy szok. – Adam, możesz powtórzyć?
– Mogę, ale posłuchaj uważnie, bo trzeci raz powtarzał nie będę. Znajdujemy się na cmentarzu, słyszysz? Na cmentarzu, przy grobie Renaty. Zrozumiałaś?
– Tak. Przyjęłam. Zaraz kogoś do was podeślę. W jakim jest stanie?
– Ciężko stwierdzić. Na pewno jest wyziębiony i zachowuje się tak, jakby był w jakimś transie. Nic do niego nie dociera. Żadne bodźce z zewnątrz.
– Ok., przyjęłam. Bez odbioru.
Adam z westchnieniem chowa radio z powrotem.
– A jak on z tego nie wyjdzie? – pyta Martyna, co sprawia, że na moment odwracam wzrok od Góry i patrzę na nią.
– Nasz doktorek? – pytam. – Nasz doktorek jest silny, odważny i nieustraszony.
– Chyba mylisz lekarzy – zauważa Adam.
– Adaś, przyjacielu, nie wątp w doktora Górę. Bo jeszcze cię usłyszy i pożałujesz tych słów.
– Spokojnie, nie usłyszy. – Lidka odwraca się do nas, ani na moment nie wstając z kolan. – On na nic nie reaguje. Niestety.
Wszyscy troje klękamy obok nich i czekamy na zbawienie, w kompletnej ciszy. Po jakimś czasie słyszymy sygnał nadjeżdżającej karetki.
– Wolniej się nie dało? – Lidka podrywa się i biegnie w tamtą stronę.
Parę chwil później wraca, prowadząc za sobą Nowego, Kędziora i Sambora.
– Cześć, młodzieży, co tu się porobiło? – Sambor podchodzi do nas i uważnie patrzy na doktora.
– No… nie wiemy właśnie. Nie wiemy, od ilu godzin tu tak tkwi. Nic nie wiemy – staram się wyjaśnić całą tą sytuację. – Gdybym nie wpadł na to, że on może tu być… Nawet nie chce myśleć, jakby to się mogło skończyć.
– Dobrze, rozumiem. Chłopaki, dawajcie nosze, trzeba Artura zabrać do szpitala.
Gdy dziesięć minut później odjeżdżają, Adam patrzy na nas.
– Musi być naprawdę źle, skoro przyjechał Sambor. Wychodzi na to, że naprawdę nie mają lekarzy. W przeciwnym razie by do tego nie doszło.
– Jakoś się specjalnie temu nie dziwię. Wiktor przy córce, Ania też go zmienia co jakiś czas, oboje nie są w stanie tego wszystkiego pogodzić – stwierdza ponuro Martyna. – A na dokładkę Góra i kolejny dramat. Niedługo cała stacja wymrze.
– Masz rację, Martynka, całkowicie się z tym zgadzam. – Wzdycham, po czym wszyscy udajemy się do stacji, a stamtąd moim samochodem do szpitala.

13 komentarzy

  1. Zapertole cie. Poryczałam sie. Nie znam cie, no normalnie cie nie znam. Jak mogłaś to zrobić mojemu artusiowi.

Skomentuj Celtic1002 Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink