Rozdział dziesiąty

Cud

Minęło kilka tygodni. Karolina wyszła ze szpitala, jednak stan, w którym się znajdowała był naprawdę straszny. To nie była dziewczynka, a roślinka. Nie traciłam jednak nadziei. Bliscy patrzyli na mnie z dużym podziwem, gdy każdego dnia niezmordowanie wykonywałam przy niej różne czynności, nie zniechęcając się ani na chwilę. Pewnego dnia, gdy udałam się z nią do kościoła usłyszałam, że w następną niedzielę ma się odbyć msza o uzdrowienie chorych.
– Masz zamiar z nią tam iść? – zapytał Rafał, kiedy mu o tym powiedziałam.
– Tak – odparłam poważnie. – Nie wiem czy to jej pomoże… Ale chciałabym, żeby tak było.

Rozdział dziewiąty

W obliczu zagrożenia

– Karo, Karo, oddychaj – błagałam, pochylając się nad dziewczynką.
Była późna noc, a my oboje z Rafałem staraliśmy się ją uspokoić, jednak na niewiele się to zdawało, bo mała wciąż się bała.
– Reanimuj ją! – krzyknął Rafał.

Rozdział ósmy

Kto wygra

Od znalezienia małej minęły dwa tygodnie, podczas których działo się wiele. Dziewczynkę zdążyła przesłuchać policja, co było naprawdę dużym wyczynem, gdyż mówienie po raz kolejny o tym, co się stało sprawiało Karolinie ogromną trudność. Chociaż, jak się okazało, nie powiedziała mi wszystkiego. To, co wyznała podczas rozmowy z policjantką zmroziło mi krew w żyłach. Wciąż słyszałam jej słowa: „Ona powiedziała, że jestem pierdolonym bękartem”. Gdy w domu powiedziałam o tym Rafałowi, wpadł w szał. Mało brakowało, a roztrzaskałby półmisek stojący na szafce.
– Świnia! – krzyknął.
Podzielałam jego złość. Czułam się tak samo jak on, jeśli nie gorzej. Nie mogłam wciąż pojąć jak można było tak skatować nasze dziecko.

Rozdział siódmy

Wstrząsająca prawda

– W tym nie ma brać udziału żadna policja – usłyszałam. – Jeśli pały będą w to wmieszane, nie odzyskacie małej.
Nie odpowiedziałam. Nie miałam ochoty z tą osobą rozmawiać. Dla mnie najważniejsze było życie Karoliny.
– Zaraz trzecia – odezwał się Rafał. – Musimy już jechać.

Rozdział szósty

Gdzie jest Karo

Mijały dni, tygodnie, miesiące, lata, a nasza mała dziewczynka rosła jak na drożdżach. Wszyscy byliśmy szczęśliwi, patrząc jak się rozwija i jednocześnie zadziwieni jej silną wolą, którą w sobie posiadała. Pewnego słonecznego dnia, a było to w cztery lata po pamiętnej operacji, Karolina zapytała:
– Mamo, mogę iść na Plac Zabaw?
– Nie – odpowiedziałam. – Jest za zimno.

Rozdział piąty

Operacja

Od dnia, w którym Karolina pojawiła się w naszej rodzinie minęły dwa lata. Rafał wreszcie ją zaakceptował, co bardzo mnie ucieszyło, a i Julia, która na początku strasznie była zazdrosna się do niej przekonała. Nadszedł dzień wyjazdu na operację.
– Jechać z wami? – spytał Rafał. Wyglądał na naprawdę zmartwionego.
– Nie – odparłam.

Rozdział czwarty

Rozmowa

Nadszedł dzień zabrania Karoliny ze szpitala. Rafał zaofiarował się, że pojedzie po nią ze mną, jednak odmówiłam. Stwierdziłam, że sobie poradzę. Kiedy znalazłam się w szpitalu, na korytarzu dostrzegła mnie pani Sabina.
– Dobrze, że pani jest. Mała się bardzo niecierpliwi. Ale najpierw proszę się przejść do pana Ostrowskiego. Ma do przekazania kilka ważnych informacji.
Bez słowa skierowałam się w stronę gabinetu lekarskiego. Pan Ostrowski był wysokim, łysiejącym mężczyzną, niemogącym mieć więcej niż 50 lat.

Rozdział trzeci

Oczekiwanie i wielka radość

Mijały dni, a my nadal nie dostaliśmy listu z sądu. Z każdym dniem niecierpliwiłam się coraz bardziej. Bałam się, że mogą nam nie przyznać opieki nad małą.
– Kochanie – odezwałam się pewnego wieczoru.
Mężczyzna nadal nie potrafił się do dziewczynki przekonać.

Rozdział drugi

Walka

– Magda, czy ty zwariowałaś? – zapytał Rafał, gdy powiedziałam mu o podjętej decyzji.
Oboje byliśmy w domu, w kuchni, która nie była wielka, ale na tyle duża, by pomieścić wieloosobową rodzinę. Karolina została w szpitalu. Jak się okazało miała zapalenie płuc i poważną wadę serca.
– Nie – odparłam spokojnie. – Zwariowałabym, gdybym oddała ją do domu dziecka.

Wstęp i rozdział pierwszy

„Cud”

Wstęp

Historia, którą chce wam opowiedzieć, wydarzyła się naprawdę. Jest to opowieść o pewnej małej istotce. Promyku dającemu wszystkim nadzieję. Iskierce, która walczyła aż do ostatniej chwili. Nie piszę jej po to, by wszystkich zdołować. Chcę Wam pokazać, że coś takiego może spotkać nie tylko mnie, ale każdego człowieka i że dzięki prawdziwej wierze można przezwyciężyć wszystko.

EltenLink