Rozdział siedemnasty

Zostaw moje dziecko

Mijały dni, tygodnie, podczas których nic szczególnego się nie działo. Pewnego dnia jednak wydarzyło się coś, co przewróciło nasze życie do góry nogami.
– Mamo! Mamusiu! – zawołała Karolina pewnego wiosennego wieczoru, gdy weszłam do jej pokoju.
– Co się stało, kochanie? – spytałam, siadając przy niej.
– Odezwała się do mnie… moja biologiczna mama – odpowiedziała.
– Co takiego? – zapytałam, czując jak ręce zaczynają mi drżeć. – Ale jak to?
– Nie wiem – odpowiedziała dziewczynka, przytulając się do mnie. – Nie wiem skąd ma mój numer, ale… Mamusiu, ja bym chciała ją poznać. Chciałabym poznać prawdę.
– Nie – zaprotestowałam gwałtownie. – Nie zgadzam się. A jeśli ona ci coś zrobi?
– mamo, ale mi naprawdę nie chodzi o nic więcej – powiedziała cicho. – Albo teraz… Nie, mam pomysł. Pamiętasz tą piosenkę… Tą, gdzie były słowa: „To tylko zwykły list, niewiele słów?”
– „Z daleka kocham Cię” – odpowiedziałam natychmiast. – Piosenka mojego dzieciństwa. Oczywiście, że pamiętam.
– Napiszę jej tekst tej piosenki. Ja mimo tego co zrobiła ją kocham i nie mam do niej żalu.
Zamrugałam oczami, ciesząc się, że dziewczynka tego nie widzi. Byłam naprawdę zachwycona jej osobą. Nie miała żalu do ludzi, którzy ją tak potwornie skrzywdzili. To było niesamowite, piękne i wzruszające jednocześnie.
– Dobrze, jeśli chcesz, napisz jej – powiedziałam po kilku chwilach. – Podyktuję ci tekst.
Widziałam, że bardzo jej na tym zależy. Po kilkunastu minutach rozległ się dzwonek jej telefonu.
– Odpisała – odezwała się cicho. – Napisała, że…
Nie zdążyła jednak przeczytać treści SMSa, ponieważ rozległ się mój dzwonek komórki.
– Tak? – zapytałam.
– Po co ten bachor to zrobił? – usłyszałam po drugiej stronie. – Co ta Piosenka ma znaczyć? Ja jej nienawidzę. Nie chcę jej znać!
– W takim razie dlaczego ma pani jej numer? – zapytałam, siląc się na spokój.
– Chcę się z nią spotkać. Chcę jej powiedzieć prawdę.
– Nie zgadzam się – odrzekłam.
– Ale ona też tego chce – powiedziała kobieta.
Spojrzałam na moją córkę. Co jak co, ale w to nigdy nie uwierzę.
– Nie wierzę w to – powiedziałam chłodno.
Kiedy skończyłyśmy rozmawiać, o ile to można było nazwać rozmową, Karolinka szepnęła:
– Ona chce się ze mną spotkać. Napisała mi to. Ale ja się boję.
– O tym wiem – odparłam ponuro. – Niestety.
– Mamusiu – powiedziała po kilku minutach. – Ja się z nią spotkam. Chcę poznać prawdę. Chcę, żeby mi powiedziała.
– Karo… – zaczęłam. – Byłam wyraźnie spanikowana. – A jeśli ona…
Nie chciałam nawet myśleć, co będzie, jeśli ta kobieta jej coś zrobi. Nagle wpadłam na dziki pomysł.
– Posłuchaj, Karo – odezwałam się. – Pójdziemy tam. Pójdę tam z tobą. Ukryję się tak, żeby mnie nie widziała. Tobie natomiast zostawię dyktafon i wszystko nagrasz. W razie problemów po prostu krzykniesz, a ja wtedy ci pomogę.
Wiedziałam, że to jest najbardziej logiczne rozwiązanie.
– To jest dobry pomysł – przyznała Karolina. – Trochę się boję, wiesz?
– Wszystko będzie dobrze – odparłam. – Napisz jej, że się zgadzasz.
Po kilku minutach okazało się, że spotkanie nastąpi w parku, który znajdował się niedaleko nas. No tak, najlepsze miejsce na rozmowę bez świadków. Przytuliłam ją.
– Nie martw się, skarbie. Wszystko będzie dobrze, ona nic ci nie zrobi. Nie pozwolę na to.
Pocałowałam ją we włosy, dziewczynka wtuliła się we mnie. Musiało być dobrze. A może to tylko my chciałyśmy, żeby tak było?
* * *
Nadszedł dzień spotkania. Zrobiłyśmy tak jak mówiłam. Kiedy już znalazłyśmy się w parku, podałam jej dyktafon z włączonym nagrywaniem.
– Powodzenia – szepnęłam, poczym oddaliłam się.
Uklęknęłam za krzakami, jednak ukryłam się tak, że widziałam wszystko. Zobaczyłam jak kobieta podchodzi do Karoliny, widziałam jak rozmawiają. Po kilku minutach ciszę rozdarł przeraźliwy krzyk dziewczynki. Wiedziałam, że coś się stało. Wypadłam z kryjówki, jednak to, co zobaczyłam chwilę później zmroziło mi krew w żyłach. Moja córka leżała na ziemi, a jej matka pochylała się nad nią, w ręku trzymając nóż.
– Zostaw moje dziecko! – wrzasnęłam, podbiegając do kobiety i odpychając ją.
Kobieta odskoczyła, o mało się nie przewracając. Ja natomiast pochyliłam się nad Karolinką, której oddech bardzo przyspieszył, twarz zsiniała, rękę położyła na sercu.
– Kochanie, tylko spokojnie – odezwałam się. – Tylko spokojnie.
Następnie odwróciłam się w stronę kobiety.
– Wie pani, że to dziecko jest chore na serce? Wie pani o tym? Chciałaś ją zabić!
Ostatnie zdanie wręcz wykrzyczałam, nie mogąc się powstrzymać.
– Tak. Chciałam ją zabić, bo jej nienawidzę – oświadczyła kobieta chłodno.
– Nie pozwolę na to – powiedziałam z mocą. – Nie tknie pani mojego dziecka!
Zadzwoniłam po pogotowie i policję. Kiedy przyjechali, od razu zabrali kobietę na komisariat, a Karolinę do szpitala. Wiedziałam, że teraz jej życie jest w rękach lekarzy i Boga. Przede wszystkim Jego.

3 komentarze

  1. Oj. Andżeliczko mam w życiu ciężki czas. Ta powieść jest kolejną rzeczą, która umacnia mnie w wierze. Dzięki!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink