Walka
– Magda, czy ty zwariowałaś? – zapytał Rafał, gdy powiedziałam mu o podjętej decyzji.
Oboje byliśmy w domu, w kuchni, która nie była wielka, ale na tyle duża, by pomieścić wieloosobową rodzinę. Karolina została w szpitalu. Jak się okazało miała zapalenie płuc i poważną wadę serca.
– Nie – odparłam spokojnie. – Zwariowałabym, gdybym oddała ją do domu dziecka.
– Nie jesteś matką Polką! – krzyknął.
Rzadko kiedy podnosił głos, ale gdy to robił, trochę się go bałam.
– Jak to nie? Przecież jestem matką i to w dodatku z Polski – uśmiechnęłam się, chociaż wiedziałam, że to nie czas na żarty.
– Magda, do jasnej cholery! Nie możesz tego zrobić! – buntował się Rafał.
– Dlaczego? – zapytałam. – Przecież jest tyle rodzin, które adoptują dzieci i w dodatku mają swoje i jest dobrze, jakoś jeszcze się nigdy nie pozabijali. Gdybym miała możliwość, otworzyłabym tak zwany Rodzinny Dom Dziecka.
– Ale ja nie będę jej potrafił pokochać jak własną córkę, rozumiesz? Nie będę potrafił jej zaakceptować.
– Rafał… – poczułam jak w moich oczach pojawiają się łzy. – Ta mała istota potrzebuje miłości. Potrzebuje matki i ojca. Przecież jest tyle dzieci, które czekają na dom, które pragną mieć prawdziwą rodzinę. Nie chcę, by Karolina była kolejnym takim dzieckiem. Ona już się do mnie przywiązała, a ja do niej. Dzisiaj bawiła się moim łańcuszkiem na szyi, wiesz? To było takie słodkie…
Westchnęłam, na mojej twarzy zakwitł uśmiech. Rafał odwrócił się ze złością.
– Rób co chcesz. Jak widać ja tu nie mam nic do gadania.
Po tych słowach wyszedł, trzaskając drzwiami.
– Mamo, czy wy się z tatą kłócicie? – do kuchni weszła Julia – sześcioletnia dziewczynka.
Była bardzo podobna do mnie, tylko oczy miała po Rafale. Miała ciemne, długie i kręcone włosy.
– Nie, kochanie – odpowiedziałam, przytulając ją. – Tata po prostu… nie potrafi pewnej rzeczy zrozumieć.
– Chodzi o tą dzidzię, któlą znalazł Klis w swojej szkole? – zapytała.
– Tak, skarbie – odparłam. – Ona nas potrzebuje, wiesz?
– Ona nie ma lodziców? – spytała cicho Julia.
Skinęłam głową. W oczach dziewczynki dostrzegłam łzy.
– Tylko nie płacz – poprosiłam. – Wszystko będzie dobrze.
– Kocham cię, mami – odparła mała, całując mnie w policzek.
– Ja ciebie też, Juli – rzekłam, odwzajemniając pocałunek.
Kiedy po jakimś czasie Rafał wrócił, nie zaszczyciłam go choćby słowem. Rozumiałam go, ale gdzieś w głębi było mi przykro, że nie chce być taki jak ja. Że nie potrafi pokochać tego dziecka. Przecież nawet jej nie widział na oczy, a już myśli w ten sposób.
– Jesteś na mnie zła? – spytał wieczorem, gdy po raz drugi uspokajałam telefonicznie Karolinkę, bo pielęgniarki nie mogły sobie dać rady.
– Nie – odrzekłam. – Jest mi tylko przykro. Nie widziałeś jej na oczy, a mówisz, że nie potrafisz jej pokochać?
Nie odpowiedział, a ja nie zamierzałam ciągnąć tego tematu. Wierzyłam, że sprawa sama się rozwiąże.
A właśnie, nie wszystkie sześciolatki mówią l zamiast r, ale się zdarza.
Macie rację. To by było niemożliwe. Dwudniowe niemowlę nie ma nawet otwartych oczu i tylko leży.
wspaniale się to czyta.
nie wiem co napisać poprostu piękne.
Wcześniej nie zwróciłam uwagi na ten szczegół, ale fakt, to niemożliwe.
Nie no, śliczne, piękne. Tylko jedna rzecz. Jak dwudniowe niemowle, z wadą serca i zapaleniem płuc jest w stanie bawić się łańcuszkiem na szyi