– Zależy mi na tobie – powtarzam, starając się jej spojrzeć prosto w oczy.
Niestety, nie jest to możliwe, gdyż Lidka na mnie nie patrzy. Spogląda w tylko sobie znany punkt. Na dźwięk moich słów jednak wzdryga się lekko.
– Dlaczego – pyta, a w jej głosie jest coś, co sprawia, że znowu tracę pewność siebie. – Dlaczego, doktorku?
– Bo… – zaczynam, nie wiedząc, jak ubrać to w słowa.
Nigdy nie byłem dobry w wyznawaniu uczuć, Renacie nawet nie zdążyłem ich wyznać, ale teraz musiałem się wziąć w garść. Chciałem sprowadzić Lidkę na dół, a poza tym, naprawdę mi na niej zależało.
– Bo co? – Jej spojrzenie w końcu przenosi się na mnie, ale jest puste i bezbarwne.
– Bo jesteś dobrą, pracowitą, kochaną dziewczyną, tylko trochę zagubioną – mówię cicho. – To, co cię spotkało… Bardzo mi przykro, naprawdę, ale przecież nie jesteś sama.
– Ale się tak czuję – mówi beznamiętnie.
– Dlaczego? – Ponawiam pytanie. – Proszę cię. Zejdźmy na dół. Jak zejdziemy na dół i porozmawiamy, to wtedy może mi się uda tobie jakoś pomóc. Ale nie tutaj. Nie możemy stać w tym miejscu. Zobacz, że to jest niebezpieczny obszar, możesz spaść. Oboje możemy spaść. Tego chcesz?
– Dla ciebie nie – odpowiada tym samym tonem. – Ale dla siebie owszem.
– Nie pozwalam ci – mówię ostro.
Mam ochotę dodać coś jeszcze, ale w tym momencie widzę jak wychyla się do przodu. Nie myśląc nad tym, co robię, dobiegam do niej i łapię ją od tyłu.
– Zostaw! – krzyczy, a jej głos niesie się echem po okolicy. – Puść mnie, w tej chwili!
– Ani myślę – odpowiadam. – Nie zamierzam pozwolić ci się zabić.
Powoli odwraca się w moją stronę i w końcu widzę w jej spojrzeniu jakieś iskierki.
– Dlaczego? – pyta. – Dlaczego tak o to zabiegasz?
– Powiedziałem ci przecież – odpowiadam. – Ale w porządku, powtórzę jeszcze raz. Bo mi na tobie zależy i uważam, że twoje problemy można rozwiązać inaczej. Są różne sposoby na radzenie sobie z sytuacjami, ale na pewno nie w ten sposób. Proszę, zaufaj mi. Chociaż raz to zrób i nie rób niczego głupiego. Przecież jesteś mądrą dziewczyną. Mądrą i inteligentną. To, co chcesz zrobić, nie jest w twoim stylu.
Widzę jak patrzy na mnie uważnie. Jej wyraz twarzy powoli się zmienia, marszczy brwi. Odnoszę wrażenie, że rozmyśla nad czymś intensywnie.
– A pomożesz mi? – pyta w końcu. – Pomożesz mi się pozbierać?
– Tak – zapewniam ją gorliwie. – Ale teraz daj mi rękę i pozwól się sprowadzić na dół.
Powoli odwraca wzrok. Wciąż stoi na krawędzi balustrady, a ja nieco z tyłu. Wystarczy, że zrobi krok w przód i zacznie spadać. Widzę jak wyciąga ręce w przód, jakby chciała unieść się i odlecieć. Boże, czy ona oszalała? W jej oczach dostrzegam rozpacz, desperację, może nawet rezygnację. Wiem, że teraz nie mogę zrobić nic. Że teraz wszystko zależy od niej samej. Że nie mogę próbować jej po raz kolejny zatrzymać. Zaciskam mocno dłonie w pięści, wciąż nie spuszczając z niej wzroku. Błagam w myślach, by tego nie robiła. By nie wykonywała tego ostatecznego kroku. Przecież wszystko można jeszcze uratować, naprawić…
– Nie!
Krzyk wyrywa się z moich ust, zanim zdążam go powstrzymać. Widzę jak przez mgłę jej stopy odrywające się od ziemi, jak szybuje w dół z zawrotną prędkością. Boże, niech ją ktoś na dole łapie! Nie myślę nad tym, co robię. Teraz najważniejsze jest, by jej pomóc, uratować ją przed śmiercią. Zbiegam po drabinie na dół. Gdy znajduję się już na ziemi, widzę Wiktora, Piotra i Martynę klęczącego przy Lidce, a w oddali bladą postać Weroniki.
– Nie udało mi się… – Patrzę po wszystkich. – Nie udało mi się jej zatrzymać. Myślałem, że… Ale ona to zrobiła…
– Artur, spokojnie – słyszę głos Wiktora, ale dociera on do mnie z oddali. – Ona z tego wyjdzie. Jej stan jest bardzo ciężki, ale wyjdzie z tego. Artur, słyszysz?
Nie odpowiadam. Wszystko mi się rozmazuje. Nie widzę nic. Ogarnia mnie ciemność.
Szkoda MI Lidki, i czekam na kolejną część, bo jestem ciekawa, jak to się dalej potoczy.
biedna litka.
No to sobie troszkę poczekasz, bo muszę sobie wszystko w głowie ułożyć. 🙂