Nowa szkoła, a wraz z nią…
Nadszedł wrzesień. Postanowiliśmy z Rafałem posłać Karolinę do Owińsk Ośrodka dla Dzieci Niewidomych. Na początku myśleliśmy o Wrocławiu, ale Owińska wygrały.
– Mamusiu, a tam jest fajnie? – zapytała mnie w przeddzień wyjazdu.
– Na pewno – uśmiechnęłam się.
Na następny dzień, gdy dojechałyśmy na miejsce, spotkałam moją znajomą. Jak się okazało, to ona miała być wychowawczynią dziewczynki.
– O, cześć, Kasia. Poznajesz? Magda – spojrzałam na nią.
– Och witaj – kobieta odwzajemniła spojrzenie.- Co cię tu sprowadza?
– Moje dziecko. Karolinka, nie chowaj się za mną – zwróciłam się do córki dostrzegając, że dziewczynka stoi za moimi plecami. – Przywitaj się ładnie.
Mała niepewnie wyszła zza moich pleców.
– Dzień dobry, proszę pani. Mam na imię Karolina.
– Dzień dobry, Karolinko – wychowawczyni podeszła i podała jej rękę. – Miło mi cię poznać.
Przez chwilę stałam i przyglądałam się tej scenie, czując jak w moich oczach pojawiają się łzy. Tak bardzo nie chciałam się z nią rozstawać, ale dziewczynka musiała się gdzieś uczyć. Wiedziałam, że innej szkoły dla niewidomych nie ma w pobliżu. Owińska były jedyną realną perspektywą.
– Trzymaj się, kochanie – z bólem w oczach przytuliłam ją do siebie. – na pewno ci się tutaj spodoba. A ta pani jest bardzo fajna, wiesz?
– Znasz ją? – zainteresowała się.
– Tak, kochanie- odpowiedziałam. – Znamy się już długo i naprawdę, ona nigdy mnie nie zawiodła.
– Dobrze, mamusiu. Ufam ci – pocałowała mnie we włosy.
– Kocham cię, skarbie… – szepnęłam.
– Ja ciebie też, mami – odparła, a ja odwróciłam się.
– trzymaj się, Madziu – Kasia podeszła do mnie. – Nie martw się, twoja córka jest w dobrych rękach.
– Przejrzyj sobie jej papiery i wypisy – odezwałam się. – Musisz o czymś wiedzieć. Aha, i jeszcze jedno. Zanieś do ambulatorium cardiamid. To jest jej lekarstwo na serduszko w razie, gdyby było naprawdę źle.
– Ona jest chora na serduszko? – Kasia zrobiła się lekko blada.
W odpowiedzi skinęłam głową.
– Tak mi… przykro…
– Dajemy sobie radę – uśmiechnęłam się. – Wracaj do dzieci.
Kobieta bez słowa odwróciła się i odeszła, ja natomiast ruszyłam w drogę powrotną. Wcale nie było mi łatwo, serce mi się ściskało na myśl, że moja mała dziewczynka zostaje na tak długo beze mnie. Westchnęłam z bólem. Ledwo weszłam do domu, podbiegł do mnie Rafał.
– I jak Karola? – zapytał.
– Bardzo spokojnie. Naprawdę – odparłam. – Ona wie, że tak musi być.
Mąż nie pojechał ze mną. Nie mógł, dlatego teraz wszystko mu opowiedziałam.
– Mówisz, że jest pod opieką twojej znajomej? – zapytał, kiedy skończyłam.
Potwierdziłam skinieniem głowy.
– To dobrze – przytulił mnie. – Nic jej nie grozi. Jest tam bezpieczna.
– Tak, wiem, ale… – głos mi się załamał. – Tak strasznie będę za nią tęsknić.
– Nie jesteś jedyna – mężczyzna westchnął. – Nie martw się jednak, wszystko będzie dobrze.
W odpowiedzi uśmiechnęłam się.
– A jak Julia i Weronika, wiesz coś? – spytałam cicho.
Julia została zgwałcona przez swojego chłopaka i kilka dni temu urodziła dziewczynkę. Marcin zrozumiał swój błąd, ale nie potrafiłam mu do końca zaufać. Z każdym dniem jednak moje zdanie o nim się zmieniało. Widać było, że chłopak naprawdę żałował tego co zrobił.
– Nie dzwoniła do ciebie? – zdziwił się.
Pokręciłam przecząco głową.
– W końcu jest kilka dni po porodzie, pewnie odpoczywa – odezwał się, by mnie uspokoić.
Nie potrafiłam jednak być spokojną. W końcu postanowiłam pojechać do szpitala. Jak się okazało, Julię mieli wypisać za dwa dni, co bardzo mnie ucieszyło.
– No, to będzie: "Witaj w domu, młoda mamo" – powiedziałam z uśmiechem.
Ona też się uśmiechnęła.
– Taak, oczywiście. Mamo, źle wyglądasz.
Jej słowa kompletnie mnie zszokowały.
– Nie, wydaje ci się – zaprotestowałam, Julia jednak nie spuszczała ze mnie wzroku.
– Coś cię martwi – stwierdziła.
– Ja tylko zastanawiam się, czy… Karolina… sobie poradzi – wyznałam cicho.
– Na pewno – dziewczyna posłała mi kojący uśmiech. – Jest bardzo dzielna.
– Wiem o tym. Dziękuję, Juli – przytuliłam ją ostrożnie, a następnie niemowlę. Nawet nie zapłakała. – Kocham was.
– My ciebie też, prawda, skarbie? – zwróciła się do Weroniki, która w odpowiedzi ścisnęła swoją małą rączką moją rękę.
– A widzisz? – Julia zaśmiała się. – Ona też.
W odpowiedzi ucałowałam ją we włosy. Do domu wróciłam w o wiele lepszym nastroju niż wcześniej. Wierzyłam, że dziewczynka sobie poradzi. Przecież była dzielna, mimo tego wszystkiego co przeszła.
– Będzie dobrze – powiedziałam do siebie.
* * *
Tak mijały dni, tygodnie… Pewnego dnia, kiedy przyjechałam po Karolinę do szkoły, zauważyłam, że dziewczynka jest jakaś nieobecna, jakby zamknięta w sobie. Mało mówiła, nawet nauczycielka jej powiedziała, że dzieje się z nią coś niedobrego.
– Kochanie, powiesz mi, co się dzieje? – spytałam wieczorem, nie mogąc się powstrzymać.
– Nie wrócę tam! – krzyknęła. – Nie chcę tam wracać!
– Dlaczego? – zapytałam, starając się mówić spokojnie.
– Bo… Bartek… On mi dokucza… I w ogóle chłopacy mi dokuczają… Wchodzą do szatni, śmieją się…
Westchnęłam. No taak… To są normalne zachowania młodzieży.
– Nie przejmuj się – powiedziałam. – Takie coś trzeba po prostu ignorować.
– Ale ja tak nie umiem – w oczach Karoliny pojawiły się łzy.
Bez słowa usiadłam i przytuliłam ją do siebie.
– Posłuchaj mnie, kochanie – odezwałam się łagodnie. – Wierzę, że dasz sobie radę. Oni wszyscy tak ci dokuczają?
– Najbardziej Bartek – wyznała. – Ciągle powtarza, że mnie kocha i że chce ze mną chodzić, chociaż ja mu nie raz mówiłam, że ma mnie zostawić.
Gdy dziewczynka to powiedziała, wspomnieniami powróciłam do przeszłości. Przed oczami stanął mi obraz mojego adoratora – Ignacego, który starał się o mnie w latach szkoły średniej i mimo moich usilnych błagań nie odpuszczał. Czyżby historia miała się powtórzyć?
– Jak się nazywa ten… naprzykrzający się tobie chłopiec? – zapytałam.
– Bartek Kowalski – odpowiedziała, a we mnie aż się zagotowało.
Więc to był syn Ignacego! Nie, tego nie mogłam się spodziewać.
– Mój Boże… – szepnęłam.
– Co się stało, mami? – zapytała dziewczynka, zauważając moją nagłą zmianę nastroju.
– Bo ten chłopiec… jest… synem mojego… ee… niedoszłego przyjaciela – odpowiedziałam. – Ignacy zachowywał się identycznie wobec mnie jak teraz Bartek wobec ciebie. Jednym słowem historia lubi się powtarzać.
– Co teraz, mamusiu? – Karola była naprawdę przestraszona.
– Zadzwonię do pani Kasi i powiem jej, żeby miała go na oku. Nie martw się.
Po tych słowach pocałowałam ją w policzek.
– Połóż się, już późno – oznajmiłam łagodnie. – Kocham cię, wiesz, córeczko?
– Ja ciebie też, mamusiu – westchnęła z ulgą. – Dziękuję.
– Drobiazg, skarbie – odparłam.
Gdy weszłam do pokoju, pierwsze co zrobiłam to przytuliłam się do Rafała.
– Co się stało? – zapytał. – Wiesz co z małą?
Opowiedziałam mu o Bartku i wspomnieniach o Ignacym.
– O cholera – wyrwało mu się. – Faktycznie historia się powtarza.
Skinęłam głową. Byłam wstrząśnięta, odebrało mi mowę. Jedyne czego byłam pewna, to tego, że pomogę Karolinie, nawet jeśli będę musiała rozmówić się z Ignacym. Byłam gotowa na wszystko.
No, ciekawe.
ciekawe co będzie dalej.
Eeee tam, tak naprawdę, Bartków Kowalskich jest mnóstwo na świecie, a chodziło o nazwisko, za którym zbytnio nie przepadam. A Kowalski jest tak pospolitym nazwiskiem, że naprawdę, go nie lubię. 😀
Rany, ja chyba mam problemy z precyzyjnym wyrażaniem myśli. 🙂 Chodzi mi o to, że zbieżność nazwiska Kowalscy mogłaby być przypadkiem, ale jakieś inne, mniej pospolite nazwisko już niekoniecznie. To znaczy mi to nie przeszkadza, ale możesz zmienić dla uwiarygodnienia historii.
W jakim sensie przypadkowa?
Chodzi mi o to, że przy Kowalskim, teoretycznie, zbieżność nazwisk mogła być przypadkowa.
Angela, zmień nazwisko tego Bartka. Przecież Kowalskich jak mrówków. 🙂 Może wymyśl jakieś rzadziej spotykane.