Gdy wychodzimy z Sali, dostrzegam, że nie ma Zosi.
– Gdzie ona jest? – pytam Annę.
Mamy chwilę przerwy w rozprawie, gdyż sąd analizuje dowody, które dostarczyliśmy.
– Pewnie poszła do toalety – odpowiada Ania spokojnie. – Nie martw się, kochanie, wszystko będzie dobrze.
Mija dziesięć minut, a Zosia nie wraca. Jestem coraz bardziej zaniepokojony, a mój niepokój wzrasta, gdy słyszę kłótnię jakichś dwóch policjantów.
– Miałeś go pilnować, ty durniu! Gdzie on teraz jest?
– Nie wiem, szefie. Ja tylko na moment… Wie pan, że mam problemy i że zdarza mi się czasami zasnąć na służbie.
– Wiem, niestety. Już dawno powinienem Cię zwolnić i do tej pory nie wiem, dlaczego tego nie zrobiłem. Teraz idź i go szukaj.
– Co się stało? – Nie wytrzymuję i podchodzę do nich.
– Ten kre… Znaczy, mój pracodawca nie przypilnował więźnia i tamten mu się wymknął.
– Co takiego? – Krzyczę. – Pan żartuje, prawda?
– Niestety nie – odpowiada cicho policjant. – Bardzo mi przykro. Powinienem wyznaczyć do tego kogoś innego, wiem, ale…
– Niech pan mi się teraz nie tłumaczy – przerywam mu. – Moja córka zniknęła. Przyszła tu razem ze mną i z moją partnerką, żeby nas wspierać, a jak wyszliśmy z Sali, to jej już nie było.
Policjant blednie, ale trwa to tylko ułamek sekundy.
– Wzywam patrole i rozpoczynamy poszukiwania – oświadcza.
Kiwam głową i podchodzę do Ani.
– A jak on ją porwał? – pytam. – Zaskoczył ją w toalecie?
– Nie mów tak, Wiktor – usiłuje mnie uspokoić.
– A co mam myśleć? I jak mam mówić, skoro jej tu nadal nie ma? – pytam. – Co innego byś pomyślała, gdyby twoja córka z toalety nie wracała?
– Nie wiem. Ale proszę, nie zakładaj takich czarnych scenariuszy. Musimy być w dobrej myśli.
Kiwam głową, ale nie jestem przekonany. Zosia nigdy nie znikała na tak długo, zwłaszcza w takim miejscu jak sąd.
Na drugim blogu. 😉
A gdzie poprzednie rozdziały?
ja chcę żeby zosia już wróciła a wiktor nie miał tylu problemów.
Oddać Zosie! Oddać Zosię! Wezwać Zawadzką, i tego starego trypla. To napewno ją znajdą.