Rozdział trzynasty

Nowa szkoła, a wraz z nią…

Nadszedł wrzesień. Postanowiliśmy z Rafałem posłać Karolinę do Owińsk Ośrodka dla Dzieci Niewidomych. Na początku myśleliśmy o Wrocławiu, ale Owińska wygrały.
– Mamusiu, a tam jest fajnie? – zapytała mnie w przeddzień wyjazdu.
– Na pewno – uśmiechnęłam się.
Na następny dzień, gdy dojechałyśmy na miejsce, spotkałam moją znajomą. Jak się okazało, to ona miała być wychowawczynią dziewczynki.
– O, cześć, Kasia. Poznajesz? Magda – spojrzałam na nią.
– Och witaj – kobieta odwzajemniła spojrzenie.- Co cię tu sprowadza?
– Moje dziecko. Karolinka, nie chowaj się za mną – zwróciłam się do córki dostrzegając, że dziewczynka stoi za moimi plecami. – Przywitaj się ładnie.
Mała niepewnie wyszła zza moich pleców.
– Dzień dobry, proszę pani. Mam na imię Karolina.
– Dzień dobry, Karolinko – wychowawczyni podeszła i podała jej rękę. – Miło mi cię poznać.
Przez chwilę stałam i przyglądałam się tej scenie, czując jak w moich oczach pojawiają się łzy. Tak bardzo nie chciałam się z nią rozstawać, ale dziewczynka musiała się gdzieś uczyć. Wiedziałam, że innej szkoły dla niewidomych nie ma w pobliżu. Owińska były jedyną realną perspektywą.
– Trzymaj się, kochanie – z bólem w oczach przytuliłam ją do siebie. – na pewno ci się tutaj spodoba. A ta pani jest bardzo fajna, wiesz?
– Znasz ją? – zainteresowała się.
– Tak, kochanie- odpowiedziałam. – Znamy się już długo i naprawdę, ona nigdy mnie nie zawiodła.
– Dobrze, mamusiu. Ufam ci – pocałowała mnie we włosy.
– Kocham cię, skarbie… – szepnęłam.
– Ja ciebie też, mami – odparła, a ja odwróciłam się.
– trzymaj się, Madziu – Kasia podeszła do mnie. – Nie martw się, twoja córka jest w dobrych rękach.
– Przejrzyj sobie jej papiery i wypisy – odezwałam się. – Musisz o czymś wiedzieć. Aha, i jeszcze jedno. Zanieś do ambulatorium cardiamid. To jest jej lekarstwo na serduszko w razie, gdyby było naprawdę źle.
– Ona jest chora na serduszko? – Kasia zrobiła się lekko blada.
W odpowiedzi skinęłam głową.
– Tak mi… przykro…
– Dajemy sobie radę – uśmiechnęłam się. – Wracaj do dzieci.
Kobieta bez słowa odwróciła się i odeszła, ja natomiast ruszyłam w drogę powrotną. Wcale nie było mi łatwo, serce mi się ściskało na myśl, że moja mała dziewczynka zostaje na tak długo beze mnie. Westchnęłam z bólem. Ledwo weszłam do domu, podbiegł do mnie Rafał.
– I jak Karola? – zapytał.
– Bardzo spokojnie. Naprawdę – odparłam. – Ona wie, że tak musi być.
Mąż nie pojechał ze mną. Nie mógł, dlatego teraz wszystko mu opowiedziałam.
– Mówisz, że jest pod opieką twojej znajomej? – zapytał, kiedy skończyłam.
Potwierdziłam skinieniem głowy.
– To dobrze – przytulił mnie. – Nic jej nie grozi. Jest tam bezpieczna.
– Tak, wiem, ale… – głos mi się załamał. – Tak strasznie będę za nią tęsknić.
– Nie jesteś jedyna – mężczyzna westchnął. – Nie martw się jednak, wszystko będzie dobrze.
W odpowiedzi uśmiechnęłam się.
– A jak Julia i Weronika, wiesz coś? – spytałam cicho.
Julia została zgwałcona przez swojego chłopaka i kilka dni temu urodziła dziewczynkę. Marcin zrozumiał swój błąd, ale nie potrafiłam mu do końca zaufać. Z każdym dniem jednak moje zdanie o nim się zmieniało. Widać było, że chłopak naprawdę żałował tego co zrobił.
– Nie dzwoniła do ciebie? – zdziwił się.
Pokręciłam przecząco głową.
– W końcu jest kilka dni po porodzie, pewnie odpoczywa – odezwał się, by mnie uspokoić.
Nie potrafiłam jednak być spokojną. W końcu postanowiłam pojechać do szpitala. Jak się okazało, Julię mieli wypisać za dwa dni, co bardzo mnie ucieszyło.
– No, to będzie: "Witaj w domu, młoda mamo" – powiedziałam z uśmiechem.
Ona też się uśmiechnęła.
– Taak, oczywiście. Mamo, źle wyglądasz.
Jej słowa kompletnie mnie zszokowały.
– Nie, wydaje ci się – zaprotestowałam, Julia jednak nie spuszczała ze mnie wzroku.
– Coś cię martwi – stwierdziła.
– Ja tylko zastanawiam się, czy… Karolina… sobie poradzi – wyznałam cicho.
– Na pewno – dziewczyna posłała mi kojący uśmiech. – Jest bardzo dzielna.
– Wiem o tym. Dziękuję, Juli – przytuliłam ją ostrożnie, a następnie niemowlę. Nawet nie zapłakała. – Kocham was.
– My ciebie też, prawda, skarbie? – zwróciła się do Weroniki, która w odpowiedzi ścisnęła swoją małą rączką moją rękę.
– A widzisz? – Julia zaśmiała się. – Ona też.
W odpowiedzi ucałowałam ją we włosy. Do domu wróciłam w o wiele lepszym nastroju niż wcześniej. Wierzyłam, że dziewczynka sobie poradzi. Przecież była dzielna, mimo tego wszystkiego co przeszła.
– Będzie dobrze – powiedziałam do siebie.
* * *
Tak mijały dni, tygodnie… Pewnego dnia, kiedy przyjechałam po Karolinę do szkoły, zauważyłam, że dziewczynka jest jakaś nieobecna, jakby zamknięta w sobie. Mało mówiła, nawet nauczycielka jej powiedziała, że dzieje się z nią coś niedobrego.
– Kochanie, powiesz mi, co się dzieje? – spytałam wieczorem, nie mogąc się powstrzymać.
– Nie wrócę tam! – krzyknęła. – Nie chcę tam wracać!
– Dlaczego? – zapytałam, starając się mówić spokojnie.
– Bo… Bartek… On mi dokucza… I w ogóle chłopacy mi dokuczają… Wchodzą do szatni, śmieją się…
Westchnęłam. No taak… To są normalne zachowania młodzieży.
– Nie przejmuj się – powiedziałam. – Takie coś trzeba po prostu ignorować.
– Ale ja tak nie umiem – w oczach Karoliny pojawiły się łzy.
Bez słowa usiadłam i przytuliłam ją do siebie.
– Posłuchaj mnie, kochanie – odezwałam się łagodnie. – Wierzę, że dasz sobie radę. Oni wszyscy tak ci dokuczają?
– Najbardziej Bartek – wyznała. – Ciągle powtarza, że mnie kocha i że chce ze mną chodzić, chociaż ja mu nie raz mówiłam, że ma mnie zostawić.
Gdy dziewczynka to powiedziała, wspomnieniami powróciłam do przeszłości. Przed oczami stanął mi obraz mojego adoratora – Ignacego, który starał się o mnie w latach szkoły średniej i mimo moich usilnych błagań nie odpuszczał. Czyżby historia miała się powtórzyć?
– Jak się nazywa ten… naprzykrzający się tobie chłopiec? – zapytałam.
– Bartek Kowalski – odpowiedziała, a we mnie aż się zagotowało.
Więc to był syn Ignacego! Nie, tego nie mogłam się spodziewać.
– Mój Boże… – szepnęłam.
– Co się stało, mami? – zapytała dziewczynka, zauważając moją nagłą zmianę nastroju.
– Bo ten chłopiec… jest… synem mojego… ee… niedoszłego przyjaciela – odpowiedziałam. – Ignacy zachowywał się identycznie wobec mnie jak teraz Bartek wobec ciebie. Jednym słowem historia lubi się powtarzać.
– Co teraz, mamusiu? – Karola była naprawdę przestraszona.
– Zadzwonię do pani Kasi i powiem jej, żeby miała go na oku. Nie martw się.
Po tych słowach pocałowałam ją w policzek.
– Połóż się, już późno – oznajmiłam łagodnie. – Kocham cię, wiesz, córeczko?
– Ja ciebie też, mamusiu – westchnęła z ulgą. – Dziękuję.
– Drobiazg, skarbie – odparłam.
Gdy weszłam do pokoju, pierwsze co zrobiłam to przytuliłam się do Rafała.
– Co się stało? – zapytał. – Wiesz co z małą?
Opowiedziałam mu o Bartku i wspomnieniach o Ignacym.
– O cholera – wyrwało mu się. – Faktycznie historia się powtarza.
Skinęłam głową. Byłam wstrząśnięta, odebrało mi mowę. Jedyne czego byłam pewna, to tego, że pomogę Karolinie, nawet jeśli będę musiała rozmówić się z Ignacym. Byłam gotowa na wszystko.

7 komentarzy

  1. Eeee tam, tak naprawdę, Bartków Kowalskich jest mnóstwo na świecie, a chodziło o nazwisko, za którym zbytnio nie przepadam. A Kowalski jest tak pospolitym nazwiskiem, że naprawdę, go nie lubię. 😀

  2. Rany, ja chyba mam problemy z precyzyjnym wyrażaniem myśli. 🙂 Chodzi mi o to, że zbieżność nazwiska Kowalscy mogłaby być przypadkiem, ale jakieś inne, mniej pospolite nazwisko już niekoniecznie. To znaczy mi to nie przeszkadza, ale możesz zmienić dla uwiarygodnienia historii.

  3. Angela, zmień nazwisko tego Bartka. Przecież Kowalskich jak mrówków. 🙂 Może wymyśl jakieś rzadziej spotykane.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink