Rozdział piętnasty

W gabinecie

Po długich rozmowach zdecydowałyśmy z Karoliną, że spotkanie z jej ojcem nastąpi w obecności psychologa i pedagoga. Tak właściwie na ten pomysł wpadła sama dziewczynka. Na początku jej to odradzałam, jednak ona nie ustępowała. Zgodziłam się więc. Rozmawiałam także z mężczyzną. Miał na imię Igor i naprawdę żałował tego, co się stało, w przeciwieństwie do jego żony. Zaczęłam się zastanawiać jak się ta rozmowa potoczy. Na dodatek musiałam się urwać z kursu, na którym byłam. Gdyby nie pomoc mojego przyjaciela – Karola – chyba nie dałabym rady. U dziewczynki byłam godzinę przed spotkaniem.
– Boję się – powiedziała, gdy już się przywitałyśmy. – Bardzo się boję.
– Nie martw się, kochanie – uspokoiłam ją, chociaż sama lekko się denerwowałam. – Wszystko będzie dobrze.
Pięć minut przed czasem pojawiłyśmy się koło gabinetu psychologa. Mężczyzna z Olą już tam był. Na nasz widok uśmiechnął się, spojrzał na Karolinę.
– Dziecko… – zaczął.
Dziewczynka schowała się za mną, wyraźnie przestraszona. Słyszałam jej przyspieszony oddech.
– Tylko spokojnie, kochanie – odezwałam się. – Oddychaj głęboko.
Kiedy w końcu weszliśmy do środka, wzięłam dziewczynkę na kolana. Wiedziałam, że to będzie dla niej bardzo ciężkie.
– Panie Igorze, proszę mówić – oznajmiła młoda pani psycholog.
Mężczyzna milczał przez chwilę. Postanowiłam mu pomóc.
– Nie chcieli państwo Karoliny, prawda?
– Nie – zaczął cicho. – Kiedy się urodziła… Nie wiedzieliśmy co zrobić. Nie mieliśmy warunków, by wychowywać jeszcze jedno dziecko. Porzuciłem ją pod seminarium. Wiedziałem, że katolicy się nią na pewno zajmą. Ale gdybym wiedział… Gdybym wiedział, że jest tak ciężko chora…
Urwał, odwrócił na moment wzrok. Po chwili przeniósł go na Karolinę.
– Dziecko, wybacz mi. Ja naprawdę nie chciałem…
Dziewczynka na moich kolanach przytuliła się do mnie.
– Dlaczego pana żona podała jej pigułki gwałtu? – zapytałam.
– W inny sposób nie pojechałaby z nią – odezwał się.
– Rozumiem – głos miałam spokojny i wyważony. – Dlaczego… Uderzył ją pan, związał i w dodatku molestował. Dlaczego?
– Zaczęła uciekać. Chcieliśmy jej wyjaśnić… gdzie jest jej miejsce. Moja żona… To ona temu przewodniczyła, a ja… byłem wtedy pod wpływem alkoholu, nie wiedziałem co robię. W normalnych warunkach nie skrzywdziłbym jej.
Znowu spojrzał na Karolinę, która nagle wyrwała się z moich objęć.
– Nie! – krzyknęła. – Nie chcę tego słuchać!
Zanim ktokolwiek zdążył ją powstrzymać, wybiegła z gabinetu.
– Proszę tu zaczekać – odezwała się pani psycholog.
Obie wstałyśmy i wyszłyśmy. Dziewczynkę znalazłyśmy w kącie, przerażoną. Uklęknęłam obok niej.
– Chodź, kochanie – powiedziałam łagodnie. – To już nie potrwa długo. Zostało naprawdę niewiele czasu. Jesteś bardzo dzielna.
Na początku protestowała, jednak pozwoliła się wziąć za rękę i poprowadzić z powrotem do gabinetu. Kiedy weszłyśmy, dostrzegłam, że pan Igor jest kompletnie zdruzgotany.
– Dziecko, wybacz mi – poprosił. – Ja naprawdę nie chciałem… Gdybym wiedział…
– Tylko nie dziecko! – krzyknęła. – Nie jestem twoim dzieckiem! Kocham mamę i tatę.
Jej oddech niepokojąco przyspieszył.
– Proszę unikać tego słowa – poprosił spokojnie pedagog.
– Dobrze… Przepraszam. Karolinko, wybacz mi… Kiedy Ola mi powiedziała, że jesteś z nią w pokoju… Chciałem nawiązać z tobą kontakt. Natalia tego nie rozumie, ona nie ma wyrzutów sumienia. Ale mi jest z tym strasznie ciężko. Naprawdę żałuję tego co się stało.
Po tych słowach ukrył twarz w dłoniach.
– Karolinko, chcesz coś powiedzieć? – zapytała pani psycholog.
Spojrzałam na moją córeczkę, która zrobiła się blada.
– Mamusiu… – szepnęła. – Boli mnie… Serduszko…
Szybko położyłam ją na ziemi. Jedyna Ola zachowała zimną krew. Zorientowawszy się w sytuacji pobiegła po pielęgniarkę.
– Co się dzieje? – mężczyzna spojrzał na mnie.
– Serduszko – powiedziałam krótko.
Pielęgniarka pojawiła się po pięciu minutach.
– Proszę, aby wszyscy opuścili gabinet – powiedziała.
– Ja nie mogę! – mężczyzna zaczął protestować. – Chcę przy niej zostać.
– teraz pan jej nie pomoże – powiedziałam chłodno.
Pedagog łagodnie wyprowadził go z sali, ja natomiast pochyliłam się nad dziewczynką, która przestała oddychać.
– Kto wpadł na ten idiotyczny pomysł? – zapytała pielęgniarka po wykonaniu telefonu na pogotowie.
– Ona sama – odpowiedziałam, nie przestając reanimować dziewczynki. – Odradzałam jej, ale… bardzo chciała… Naprawdę małej na tym zależało. Chciała poznać prawdę.
– Rozumiem – pielęgniarka westchnęła.
Po jakimś czasie przejęła rolę ratowania, gdyż mnie zaczęły omdlewać ręce.
"Boże, nie odbieraj mi jej – błagałam w myślach. – Proszę, nie odbieraj".
Po kilku minutach przybyli z pogotowia i niemal natychmiast podali jej zastrzyk. Ja stałam, modląc się o jej zdrowie.
– Karolinko, słyszysz mnie? – zapytała pielęgniarka.
– Ma… Mamusia… – szepnęła.
– Tu jestem, kochanie – mój głos łamał się silnie. – Już dobrze.
– Proszę, aby dziewczynka unikała dzisiaj stresu, dobrze? – lekarz spojrzał na mnie. – Nie będziemy jej zabierać do szpitala.
Skinęłam głową. Kiedy kilka minut później wyszli, Karolinka szepnęła:
– Zawołaj… ich… Tatę… i… Olę…
– Na pewno? – spojrzałam na nią z troską.
– Tak… Proszę…
Skinęłam na pielęgniarkę, która wyszła na zewnątrz. Kiedy wszyscy pojawili się w środku, dziewczynka zaczęła mówić, lecz jej głos był tak słaby, że musiałam za nią powtarzać jej słowa.
– Karolinka mówi, że ma do pana ogromny żal. Nienawidzi pana i nie chce pana więcej widzieć. Z Olą natomiast chce się przyjaźnić. Chce, żeby ich relacje się poprawiły, gdyż ona niczemu nie zawiniła.
Mężczyzna tylko skinął głową. Po jakimś czasie, gdy dziewczynkę przeniesiono do jej pokoju, popatrzyła na mnie niewidzącymi oczami.
– Mamusiu… Jak tam leżałam na ziemi, a wy z panią mnie… No.. pomagałyście mi, to wiesz co? Zobaczyłam anioła. On mi powiedział, że moje miejsce jest tutaj, że mam się tobą opiekować i sprawiać, żeby mama była uśmiechnięta i szczęśliwa.
Uśmiechnęłam się do niej w odpowiedzi.
– Na pewno tak będzie – powiedziałam.
– I wiesz co jeszcze? – zapytała, kiedy już miałam wychodzić. – Nie boję się tatusia. Ja wiem, że on mi nie zrobi krzywdy.
W moich oczach zalśniły łzy.
– Sama mu to powiedz, kochanie – powiedziałam, podając jej telefon.
Dziewczynka powtórzyła te słowa Rafałowi, a kiedy chwilę potem podała mi telefon, usłyszałam jego łamiący się głos:
– Mój Boże… Tak długo na to czekałem… Kamień spadł mi z serca.
– Mi również – odparłam.
Kilka minut później pocałowałam ją w policzek.
– Muszę już iść, kochanie, bo pociąg mi ucieknie. Kocham cię.
– Ja ciebie też, mamusiu. I wiesz? Nie mam żalu do mojego biologicznego taty. Tamte słowa powiedziałam pod wpływem emocji. Wybaczyłam mu. Napiszę do niego.
Następnie sięgnęła po telefon. Wychodząc pomyślałam, że to dziecko jest naprawdę wielkim skarbem. Na dworcu spotkałam pana Igora.
– Pozwoli pani, że pomogę – rzekł zauważywszy mnie.
Kiedy wsiedliśmy do pociągu, zapanowało krępujące milczenie. W końcu postanowiłam je przerwać.
– Nie wiem jak u pana jest z wiarą. Nie chcę się w to zagłębiać. Karolina prosiła, żebym panu o tym nie mówiła, ale ja powiem. Ta dziewczynka to prawdziwy cud. W noc po rozprawie mało brakowało, a byśmy ją stracili. Mała przeżyła śmierć kliniczną, stając się roślinką. Jednak w kilka tygodni później Bóg ją uzdrowił. Chcę, żeby pan o tym wiedział.
– Jestem niewierzący – odezwał się. – Ale pani i dziewczynka dałyście mi dzisiaj bardzo wielką i ważną lekcję. Dziękuję.
Uśmiechnęłam się. Kiedy wysiadłam, poczułam się lepiej. Wiedziałam, że ta mała iskierka jeszcze nie raz nas wszystkich zaskoczy.

3 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink