Rozdział trzeci

Oczekiwanie i wielka radość

Mijały dni, a my nadal nie dostaliśmy listu z sądu. Z każdym dniem niecierpliwiłam się coraz bardziej. Bałam się, że mogą nam nie przyznać opieki nad małą.
– Kochanie – odezwałam się pewnego wieczoru.
Mężczyzna nadal nie potrafił się do dziewczynki przekonać.
– Tak? – spytał.
– Jest nadzieja, że chociaż ją polubisz? – zapytałam. – Nie chcę, żeby cierpiała. Dość przeszła w swoim życiu.
Westchnęłam, patrząc w zamyśleniu przez okno.
– Cały czas próbuję, nie widzisz? – znów wybuchnął.
– Nie krzycz – poprosiłam. – Julia śpi.
– Wybacz – odrzekł. – Ja po prostu nie mogę tak. Dlaczego na siłę przekonujesz mnie do czegoś, czego nie jestem w stanie zrobić?
– Jesteś – odpowiedziałam. – Tylko nie potrafisz w to uwierzyć.
Spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym: "Gadasz bzdury" i odwrócił się. Wiedziałam, że mimo najszczerszych chęci nie uda mi się go przekonać, tak więc zakończyłam temat.
Mijały dni. Coraz częściej nawiedzały mnie myśli, że może jednak coś nie wyjdzie, że się nie zgodzą. Ale moje obawy okazały się być bezpodstawne. Akurat byłam u małej w szpitalu i w najlepsze się z nią bawiłam, gdy nagle rozległ się dzwonek mojego telefonu.
– Tak, słońce? – zapytałam.
– Przyszedł list z sądu – odparł mężczyzna.
– I co? – spytałam, wstrzymując oddech.
– Staliśmy się prawnymi opiekunami Karoliny – odpowiedział, a ja odetchnęłam z ulgą.
Miałam ochotę krzyczeć z radości, ale nie chciałam wystraszyć dziewczynki, więc powiedziałam:
– Cieszę się. Tak bardzo się cieszę.
Mężczyzna nie podzielał mojego zdania, ale nie przejmowałam się tym. Gdzieś w głębi czułam, że wszystko się ułoży i że Rafał ją zaakceptuje.
– Pani Magdo, dostaliście już odpowiedź? – dopiero po chwili dotarł do mnie głos pielęgniarki.
– Tak. Jesteśmy jej prawnymi opiekunami – odparłam, nie kryjąc radości.
– To wspaniale! – pani Sabina wyglądała na równie ucieszoną jak ja. – Ta mała jest naprawdę wielkim skarbem. Wszyscy ją podziwiamy, zresztą panią też.
Uśmiechnęłam się.
– Kiedy chcecie ją zabrać?
– Jak najszybciej. Jeśli tylko wyzdrowieje – odpowiedziałam.
– W tej chwili z Karolinką jest naprawdę dobrze – uspokoiła mnie pielęgniarka. – Więcej jednak pani powie pan Ostrowski.
– Tak, wiem. Dziękuję – wstałam. – Trzymaj się, skarbie. Już niedługo pojedziemy do domu, taak. No nie płacz. Mama wróci po ciebie, zobaczysz.
Powiedziawszy to, przytuliłam ją po raz ostatni i pobłogosławiwszy, wyszłam. W moich oczach lśniły łzy, ale nie smutku. Były to łzy radości, bo wszystko się układało.

4 komentarze

  1. Dlaczego na siłę przekonujesz mnie do czegoś, czego nie jestem w stanie zrobić?
    – Jesteś – odpowiedziałam. – Tylko nie potrafisz w to uwierzyć.

    Czy to nie jest to samo, o co my się ostatnio spieramy?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink