Rozdział szósty

Gdzie jest Karo

Mijały dni, tygodnie, miesiące, lata, a nasza mała dziewczynka rosła jak na drożdżach. Wszyscy byliśmy szczęśliwi, patrząc jak się rozwija i jednocześnie zadziwieni jej silną wolą, którą w sobie posiadała. Pewnego słonecznego dnia, a było to w cztery lata po pamiętnej operacji, Karolina zapytała:
– Mamo, mogę iść na Plac Zabaw?
– Nie – odpowiedziałam. – Jest za zimno.
– Ale inne dzieci się bawią – zaprotestowała.
– Nie zgadzam się – spokojnie odmówiłam. – Bądź grzeczna i słuchaj mamy.
– No… dobrze… – odpowiedziała i udała się do swojego pokoju.
Nadeszła pora obiadu.
– Karo! – zawołałam. – Obiad!
Nie usłyszałam odpowiedzi. Zaniepokojona poszłam zobaczyć, czy wszystko w porządku, ale gdy weszłam do jej pokoju, aż zamarłam z przerażenia. Dziewczynki tam nie było. Spojrzałam na zegarek. Ostatni raz widziałam ją dwie godziny temu.
– Czyżby wyszła na plac zabaw, a ja tego nie zauważyłam? – zastanowiłam się na głos. – No tak… Przecież miałam prawo. W końcu nie chodzę za nią jak pies.
W samotności zasiadłam do obiadu, z nadzieją, że Karolina niedługo przyjdzie. Jednak czas płynął, a dziewczynka nie wracała. Zaniepokojona wyszłam przed dom i udałam się na plac zabaw. lecz tam też jej nie było.
– Widziałaś Karolinę? – zapytałam jedną z jej koleżanek bujającą się na huśtawce.
– Go… Godzinę temu – odpowiedziała. – Jakaś pani tu… przyszła i… zabrała ją samochodem… Takim dużym, niebieskim…
– Coo? – aż się we mnie zagotowało. – Dziękuję ci bardzo.
Przerażona wróciłam do domu. Rafał już tam był.
– Co się stało? – zapytał, widząc mnie.
– Karo zniknęła – odparłam.
– Ja… Jak to? – mężczyzna pobladł. – Gdzie? Kiedy?
Opowiedziałam mu o tym, co się wydarzyło.
– Dzwonimy na policję – zawyrokował mężczyzna.
Przyjęli nasze zgłoszenie. Dyżurujący oznajmił, że będą jej szukać, jednak my też mamy popytać znajomych. Rozesłałam wszystkim SMSy, jednak nikt jej nie widział.
– Mamo, tato, co się stało? – zapytała Julia, wróciwszy do domu.
– Karo zniknęła – tym razem to Rafał jej powiedział, co dokładnie się stało.
Ja nie byłam w stanie. Czułam, że prędzej eksploduję. Nie mogłam usiedzieć w miejscu, cała drżałam.
– Magda, do cholery, usiądź!
– Nie krzycz – poprosiłam spokojnie. – To jej nie pomoże.
Po jakimś czasie zrezygnowana zaczęłam śpiewać jedną z moich ulubionych piosenek – Na Zawsze. Nie wiedziałam, dlaczego akurat właśnie ten utwór, w tej chwili nie było to istotne.
– Mamusiu… Ale nic jej nie będzie, prawda? – zapytała Jula wieczorem, gdy poszłam ją usypiać.
– Niee… nie, skarbie – odpowiedziałam, chcąc uspokoić i ją i siebie, chociaż tak naprawdę ja sama w to nie wierzyłam.
Kiedy Jula zasnęła, postanowiłam zadzwonić do Laury, ale ledwo chwyciłam telefon, sam zawibrował. Na ekranie wyświetlił się jakiś nieznany numer. Odebrałam.
– Tak słucham? – zapytałam.
– Chcesz odzyskać dziecko? – usłyszałam po drugiej stronie. – Jeśli tak, to dawaj 25 tysięcy. Za dwa dni w parku.
Zadrżałam. Nie byłam nawet w stanie rozpoznać głosu.
– gdzie jest… moje… dziecko? – zapytałam z mocą.
– Nie powiem ci – odparła osoba w słuchawce.
na chwilę zaległa cisza, a ja wtedy to usłyszałam. Rozdzierający krzyk, pełen bólu i rozpaczy.
– Daj mi moje dziecko! – krzyknęłam, nie mogąc już wytrzymać. – Jeśli jej nie usłyszę, nie przyniosę pieniędzy.
– Dobrze – dopiero po usłyszeniu tego wyrazu rozpoznałam w głosie mężczyznę. – Ale nie na dłużej niż dwie minuty.
Po tych słowach zbliżył się do dziewczynki, co zdążyłam zarejestrować po coraz wyraźniejszym jej płaczu.
– Maamaa! – krzyczała. – Jaa chcę doo… maamyyy!
– Cii, skarbie… Kochanie, jestem. Pomogę ci, słyszysz? Już niedługo będziesz bezpieczna. Cii, moja mała, moja dziewczynko, słoneczko. Nie płacz tak, proszę. maleńka iskierko, już dobrze, juuuż – starałam się ją uspokoić.
– Dosyć tego! – usłyszałam ostry głos mężczyzny. – Za dwa dni widzę dwadzieścia pięć tysięcy. Do zobaczenia o trzeciej po południu.
Nawet nie zdążyłam odpowiedzieć, gdyż połączenie zostało przerwane. Przerażona wtuliłam się w ramiona Rafała.
– Co się stało? Z kim rozmawiałaś? – zapytał. – Spokojnie, cii. Już dobrze.
– Mu… muuszę… Pppooliiicjaa… – szepnęłam roztrzęsiona.
Odebrał ten sam policjant co wcześniej. Opowiedziałam mu o tej dziwnej rozmowie i o próbie uspokojenia małej.
– Postarajcie się państwo znaleźć te pieniądze. Położycie je, ale oni ich nie wezmą. My ich przechwycimy. Wszystko będzie dobrze, jeśli będziemy współpracować.
Zgodziłam się na to bez słowa. Nie sądziłam, że kiedyś będę musiała w taki sposób ratować moje dziecko, ale wiedziałam, że z tej sytuacji nie było innego wyjścia.
– Odnajdę cię, Karo – powiedziałam cicho.

10 komentarzy

  1. A właśnie, czytam to po raz kolejny i zauważyłam jeszcze jedną rzecz. Skoro Julia miała 6 lat, kiedy jej rodzice adoptowali Karolinę, to w momencie, kiedy Karolina miała 6 lat, Julia powinna mieć 12. Dwunastoletniego dziecka już się nie usypia.

  2. straszne. Z jednej strony ta Magda mogła uważać, ale z drugiej, jak upilnować żywiołowe, sześcioletnie dziecko? Zresztą słyszałam o przypadkach takich właśnie porwań dzieci, więc to nie jest niemożliwe.

  3. Ooo, zgadzam się z Izą. 😀 Ja mając sześć lat jeździłam z bratem po wsi, a mama się zastanawiała, gdzie się podziałam. 😀 A my sobie radośnie na rowerach do domu wracamy. Hej, mamo, na wsi byliśmy. 😀

  4. Rządam kontynuacji, to po pierwsze!

    Po drugie, co z niej za matka, skoro dziecko, sześcioletnie, mimo operacji, na zawsze obciążone chorobą i muszące uważać na wszystko, wychodzi, a ona w samotności zasiada do obiadu czekając, aż przyjdzie? Szok

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink