Operacja
Od dnia, w którym Karolina pojawiła się w naszej rodzinie minęły dwa lata. Rafał wreszcie ją zaakceptował, co bardzo mnie ucieszyło, a i Julia, która na początku strasznie była zazdrosna się do niej przekonała. Nadszedł dzień wyjazdu na operację.
– Jechać z wami? – spytał Rafał. Wyglądał na naprawdę zmartwionego.
– Nie – odparłam.
Starałam się być dzielna. Wiedziałam, że przy małej muszę taka być.
– Kocham cię – rzekł Rafał, całując mnie. – Wszystko będzie dobrze. Na pewno.
– Jasne, że będzie – odparłam.
Kiedy kilka godzin później znalazłyśmy się na oddziale, Karolina zapytała:
– Mamusiu, ale ja nie umlę, plawda?
– Nie, nie umrzesz, kochanie – odpowiedziałam. – Wszystko będzie dobrze. Kocham cię, wiesz?
– Ja ciebie też, mami – odparła, a ja poczułam, że moje oczy robią się mokre.
Szybko przetarłam je wierzchem dłoni. Po jakimś czasie do sali weszła pielęgniarka przebrana za Myszkę Miki.
– Cześć, maleństwo – zwróciła się do Karoliny.
– Ojeej! – zawołała dziewczynka w zachwycie. – Myszka Miikii!
– Tak. Daj rączkę, założę ci takiego ładnego motylka, dobrze?
To wystarczyło, by mała zaczęła płakać.
– Cii, Karo… – szepnęłam. – Wszystko jest dobrze. Jestem tu.
Mój głos ją uspokoił, co pozwoliło pielęgniarce założyć wkucie.
– Maamuusiuu, to bolaałoo… – poskarżyła się dziewczynka, gdy Myszka Miki wyszła.
– Wiem, kochanie. Ale teraz musisz tak leżeć, nie wolno ci ruszać rączką, wiesz? Opowiedzieć ci bajkę?
– taak – spojrzała na mnie swoimi brązowymi oczkami. – Lubię, gdy mama opowiada. Baldzio lubię.
– No dobrze – westchnęłam i przytuliwszy ją do siebie, zaczęłam opowiadać:
– Dawno, dawno temu, w krainie, gdzie nie było jeszcze żadnych roślinek żyła sobie dziewczynka o imieniu Karolinka. Pewnego dnia…
Tu urwałam swoją opowieść. Dostrzegłam, że dziewczynka zasnęła. Siedząc, obserwowałam jej uśpioną twarzyczkę. Nie chciałam jej odkładać. Była taka drobna, mała i zagubiona.
– Śpij… Śpij, moja mała dziecinko, moja córeczko. Śpij, skarbie. Kocham cię.
Po tych słowach delikatnie ją odłożyłam.
– Maamaa… – szepnęła przez sen.
– Cii, jestem, spokojnie – uspokoiłam ją. – Śpij, kochanie.
Westchnęła głęboko. Nie miałam serca jej zostawiać. Wyszłam więc przed salę, by zadzwonić.
– Co z nią? – to było pierwsze pytanie jakie usłyszałam.
– W tej chwili śpi – odpowiedziałam. – Ale… jest taka… bieedna i… taka…
Nie dokończyłam. Łzy wzięły nade mną przewagę.
– Tylko nie płacz – poprosił Rafał. – Kochanie, wszystko będzie dobrze.
– Nnnie możemy jej… straaciić… – wyksztusiłam przez łzy.
– Wiem o tym – odparł. – I nie stracimy jej. Na pewno.
Gdy skończyliśmy rozmawiać, zadzwoniłam do Krystiana. Był jedną z niewielu osób, która umiała zawsze podnieść mnie na duchu.
– Mamo, co się stało? – zapytał.
– Kaaroo – udało mi się wyksztusić.
– Jak ona się czuje?
– Teraz zasnęła – odpowiedziałam. – Kris, ja się boję. Że ona…
– Mamo, nie możesz tak myśleć, słyszysz? Nie możesz.
– Wiem o tym. Wiem. Ale… ale nie mogę… Boję się.
– Nie bój się. Zaufaj Bogu, mamo. Wszystko Jemu powierz, a będzie dobrze.
Westchnęłam. Zawsze wiedział jak dać mi kopa, żebym się wzięła w garść. Tym razem też mu się udało.
– Dziękuję… – szepnęłam.
– Nie dziękuj, mamo – odpowiedział. – Pamiętaj, że cię kocham.
– Ja ciebie też, kochanie – odpowiedziałam i rozłączyłam się.
Nadszedł dzień operacji. Od rana miałam problem, żeby usiedzieć w miejscu.
– Mamusiu… – szepnęła Karolina w pewnym momencie.
– Tak, maleńka? – zapytałam.
– Nie zostawisz… mnie, plawda?
– Nie, kochanie – przyrzekłam. – Nigdy. Jesteś moją małą nadzieją. Małym promykiem, który nas oświeca.
– A wiesz, co ja bym chciała? – zapytała. – Jak będę taka duża jak ty, chciałabym zostać zakonnicą. Chciałabym służyć Panu Bogu.
– Kto wie, może tak będzie – powiedziałam z uśmiechem.
Nagle na salę wszedł lekarz przebrany za Kaczora Donalda.
– Za chwilę przyjdziemy po Karolinkę, dobrze? – zwrócił się do mnie. – Proszę ją jakoś przygotować.
Tylko skinęłam głową. Kiedy wyszedł, szepnęłam:
– Karo, będziesz dzielna… Obiecałaś…
– Będę, mamusiu – odpowiedziała. – Dla ciebie.
Uśmiechnęłam się. Nie było mnie stać na nic więcej. Gdy po jakimś czasie ją zabrali, postanowiłam pójść do kaplicy znajdującej się w szpitalu. Na myśl o tym, że mała mogłaby nie przeżyć operacji dostawałam dreszczy. Nie mogło to spotkać jej, naszej małej iskierki. Dość się wycierpiała, nie mogła umrzeć.
– Boże, nie odbieraj nam jej – prosiłam. – Proszę, ona jest dla nas wszystkich bardzo ważna… Dla mnie… Nie rób mi tego, proszę.
Nie potrafiłam się modlić inaczej. Nie wiem po jak długim czasie wyszłam z kaplicy, nie miało to znaczenia.
– Pani Magdo? – usłyszałam ciche pytanie.
Dopiero po chwili dostrzegłam lekarza, który szedł w moją stronę.
– Co z małą? – zapytałam.
– Operacja się udała – odparł, uśmiechając się. – W tej chwili dziewczynka przebywa na intensywnej terapii, ale jej życiu nic nie zagraża.
Odetchnęłam z ulgą. Nic tak nie sprawiło mi radości w ostatnich dniach jak właśnie ta informacja.
„Dziękuję, Przyjacielu” – pomyślałam, idąc na oddział.
Leżała, podłączona do różnych urządzeń, ledwo ją rozpoznałam.
– Moja mała, dzielna dziewczynka… – szepnęłam. – Kocham cię.
W odpowiedzi ścisnęła mnie za rękę. Reagowała, odetchnęłam. Dzięki tej sytuacji moja wiara pogłębiła się jeszcze bardziej.
„Tak. Cuda się zdarzają” – przeszło mi przez myśl.
wstrząsające, a za razen piękne.
płacze i ja!
siedzę i płaczę ;(
Tak. To mnie się zdecydowanie podouje