Tydzień później po tych feralnych wydarzeniach pozwolono mi wrócić do domu. Tak się akurat złożyło, że po aresztowaniu Stanisława cały SOR był na głowie mojej i Wiktora. Rozprawa przeciw Potockiemu miała się odbyć dopiero za miesiąc, także wszyscy mieliśmy trochę czasu, żeby się przygotować.
Kilka dni po moim powrocie do pracy miałam akurat nocny dyżur, razem z Martyną, Piotrkiem i Górą, którzy godzinę temu wyjechali na wezwanie. Wiktor poszedł do domu, gdyż dzisiaj miał wolne. Żałowałam, że nie mogę iść razem z nim, naprawdę. Tak bardzo go potrzebowałam i potrzebuję… Nagle rozlega się dzwonek mojej komórki.
Aniu, kochanie, czy Zosia się z tobą kontaktowała? – słyszę zaniepokojony głos Wiktora.
– Nie, a coś się stało?
– Nie odbiera ode mnie telefonów. Pół godziny temu miała być w domu, zaraz dwunasta, a jej nadal nie ma.
– Może zagadała się z koleżankami albo…
W tym momencie przez szybę dostrzegam załogę 24S.
– Zaraz do ciebie odzwonię – mówię. – Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Całuję cię, pa.
Następnie rozłączam się i wychodzę na korytarz. Jednak to, co widzę, na moment sprawia, że zapominam o tym, co powinnam robić.
– Zosia? – pytam po chwili oszołomienia. – Co się stało?
– Samochód ją potrącił – odzywa się Artur. – Sprawca uciekł z miejsca wypadku, policja go już szuka. No ale jej stan najlepszy nie jest. Dwa razy nam się w karetce zatrzymała.
– Artur, do rzeczy – mówię. – Tu się liczy czas.
– Jasne, już. Ma pękniętą śledzionę, obrzęk mózgu, obawiam się, że żebro przebiło płuco… Poza tym złamana noga, ręka, nie ma z nią żadnego kontaktu.
– Rozumiem. Dobra, zabieramy ją natychmiast na blok, a wy… Niech ktoś zadzwoni do Wiktora.
– Ja to zrobię – mówi cicho Martyna.
– Dzięki – odpowiadam i odchodzę.
Jeszcze nie raz się zaskoczysz. 🙂
dlaczego tak. Ja tak nie chce.
O boziu! Tylko nie to.