04 – Lidia

Jest późny wieczór. Zgodnie z umową, spotykamy się w gabinecie Góry. Jako ostatnia zjawiam się tam ja.
– Pani Chowaniec, dłużej nie można było? – pyta poirytowany Góra.
– Doktorku, doktorku, niech doktorek wyluzuje, bo z tych nerwów coś się doktorkowi stanie i wtedy będziemy mieli niezłe wyzwanie. Nie dość, że będziemy musieli przepenetrować gabinet Potockiego, to jeszcze trzeba będzie ratować ciebie – odpowiadam, uśmiechając się.
– Dobra, pani Lidio, niech pani tyle nie gada, bo trzeba zrobić napad na gabinet gada – odzywa się Góra, czym mnie kompletnie rozbraja.
– Ale doktorek rymuje i chyba nie czuje – zauważa Adam.
– Dość tego! Czas ucieka, nie ma na co czekać – woła Wiktor, co sprawia, że wszyscy się opanowujemy.
– Dobra, lecimy, zanim się wszyscy rozmyślimy – oświadcza Artur i jako pierwszy opuszcza pomieszczenie.
Bardzo ostrożnie przemykamy się do gabinetu Potockiego i najciszej jak potrafimy, zamykamy za sobą drzwi. Pomieszczenie jest przestronne, ściany są pełne zdjęć Ani.
– O rzesz kurwa – wyrywa się Arturowi.
– To się dopiero nazywa obsesja – dodaje cicho Piotrek.
Wiktor nic nie mówi, ale widzę po nim, że gdyby mógł, poleciałby do Potockiego i zabiłby go bez mrugnięcia okiem.
– Do roboty, do roboty, przeszukujemy biurko – oświadczam, widząc, że wszyscy są w głębokim szoku.
– Ma pani rację, pani Chowaniec. Czasem, jak coś pani powie, to dobrze pani powie. – Artur otrząsa się z szoku i otwiera pierwszą z szuflad biurka.
Podchodzimy do niego i zaczynamy przeglądać papiery.
– Jasna cholera! – wyrywa się Adamowi. – Martynka, zobacz no to.
Podaje jej jakiś dokument.
– To są sfałszowane papiery – odzywa się dziewczyna. – Patrzcie, tu widać wszystko jak na dłoni. Widać, że pieczątka nie jest oryginalna, a podrobiona.
– Ja mam coś lepszego – odzywa się Piotrek. – Chodźcie tutaj.
Podchodzimy do przeszklonej szafy, przy której Piotrek od dłuższego czasu coś majstrował.
– Kamera! – wołam przerażona.
– Nagrywała wszystko – dodaje Piotr. – Wszystko, co on tu robił, dosłownie wszystko.
– Jezus Maria! Strzelecki, odsuń się.
Gdy Piotrek się odsuwa, Góra przewija materiał. Widzimy tylko przesuwające się obrazy i słyszymy mieszankę różnych głosów.
– Nie ma na co czekać – oznajmia pięć minut później. – Dzwonimy po policję.
-Mają przyjść tutaj? – pyta Adam.
– No tak, Wszołek, a co ty myślałeś? Że wymontujemy tą kamerę? Nie ma na to szans, jest tak zamontowana, że tylko fachowcy mogą to zrobić – odpowiada Góra stanowczo. – Niech ktoś dzwoni pod to 112, migiem.
– Ja to zrobię – odzywa się Wiktor, po czym wyciąga telefon.
Gdy kończy rozmawiać, odwraca się do nas.
– Będą tu najwcześniej za piętnaście minut.
– Za piętnaście minut? – krzyczy Góra. – Przecież przez piętnaście minut to… Która jest godzina?
– 00:30, doktorze – odpowiada Piotrek.
– Raanyy, Strzeeleckiii, Wszooołeeek!
– Doktorku, nie drzyj się tak, to nie jest żadna akcja ratunkowa – odzywam się. – Bo jeszcze ktoś tu przyjdzie.
– Ma pani rację, pani Lidio, przepraszam, już się opanowuję, ale ja… ja temu dziadowi niczego nie daruję.
– Już dobrze, doktorku, bez nerwów – uspokajam go. – Policja przyjedzie, sprawą się zajmie, będzie wszystko dobrze. A doktorek to zawsze taki panikarz, niepotrzebnie.
On tylko wzdycha z rezygnacją. Policjanci zjawiają się w gabinecie Potockiego dwadzieścia minut później.
– Dłużej nie można było? – wybucha Artur, ale zaraz się opanowuje. – Przepraszam, panowie, to przez te nerwy. Proszę tutaj.
Streszczamy im wszystko, a gdy kończymy, policjanci patrzą najpierw na nas, a potem zaczynają przeglądać dokumenty i kamerę.
– Zajmiemy się tą sprawą – oznajmia jeden z nich, wyglądający na młodszego od swojego towarzysza. – Niech państwo się nie denerwują.
– Swoją drogą, straszny manipulant z tego Stanisława Potockiego – dodaje ten drugi. – Zajmowałem się sprawą Barbary Wszołek, byłem przekonany, że to ona popełniła błąd. Wszystkich nas przechytrzył.
– Zgadza się – stwierdza ponuro drugi policjant. – Ale proszę się nie martwić, zajmiemy się tym.
– Mam taką nadzieję – odzywa się Góra. – Młodzieży, czas do domu. Jutro rano widzę was punktualnie na dyżurze. I bez żadnego wymigiwania się, bo…
– Z premii potrącę – dokańczamy wszyscy chórem.
– To już wy powiedzieliście – oświadcza Artur. – Dobranoc.
– Dobranoc, doktorku – odzywam się. – Może cię do domu podrzucić. Późno jest, a doktorek bez samochodu.
– Dziękuję za troskę, pani Chowaniec, ale nie trzeba, przejdę się – odpowiada i wychodzi.
Gdy czterdzieści pięć minut później jestem już w domu, zastanawiam się, jak to wszystko się potoczy. Pracuję w stacji dość krótko, ale jednocześnie na tyle długo, wywiedzieć o wszystkim złym, co dotyczyło Potockiego. Nikt go u nas nie lubił. Dosłownie nikt. Miałam nadzieję, że zasłuży na to, co powinien, za swoje przekręty i machlojki.

6 komentarzy

  1. Nie rozumiem tylko, w jakim celu Potocki zainstalował kamerę. Domyślam się, że był to sposób, żeby udowodnić jego winę, ale z jego punktu widzenia… gdybym była nim nie zrobiłabym tego.

  2. No właśnie, oby. A jak scenaryści namieszają, to spokojnie, u mnie w fanficku… Dobra, nic nie mówię, bo zdradzę. 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink