02 – Ania

Patrzę smutno w stronę odchodzącego Wiktora. Nawet nie zdążyłam mu niczego wyjaśnić. Gdy odchodzi, zerkam na Potockiego, który uśmiecha się z widoczną satysfakcją.
– Teraz się uśmiechasz? – pytam ze złością. – Do tego chciałeś doprowadzić, prawda? Wiesz co, Stanisław? Nienawidzę cię.
– Aniu, kochanie… – zaczyna.
– Nie nazywaj mnie tak! – wołam. – Jeszcze cię zniszczę, zobaczysz!
Po tych słowach odwracam się i odbiegam, nawet na niego nie patrząc.
– Aniu! Zaczekaj! – krzyczy za mną, ale ja nie reaguję.
Jestem zrozpaczona i zdruzgotana. Czuję też niepohamowaną złość, złość na siebie samą, że niczego nie powiedziałam Wiktorowi. Że nie zdążyłam mu niczego wytłumaczyć. Przecież to wszystko miało być inaczej. Mieliśmy spędzić miły wieczór, noc…
Wbiegam do domu i dopadam szuflady z lekami. Nie myślę nad tym, co robię. Kieruje mną rozpacz i silna desperacja. Zanim jednak przystępuję do drugiej części mojego planu, wyciągam kartkę, biorę długopis i piszę list. Gdy kończę pisać, wsadzam go do koperty, adresuję do Wiktora i kładę na stoliku. Jest mi wszystko jedno. Sięgam do szuflady po opakowania relanium i morfiny, wysypuję ich zawartość na dłoń, po czym łykam to wszystko, pragnąc zasnąć i się nigdy więcej nie obudzić.

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink