Część trzecia

Część III – (Perspektywa Lily)

Na następny dzień wszyscy wstaliśmy bardzo późno, bo siedzieliśmy do jakiejś piątej nad ranem.
– Lily, ty się musisz zbierać za niedługo, prawda? – zapytał Danny.
– Przydałoby się – odparłam. – Jutro znowu do pracy trzeba, więc sami wiecie.
– Taak, ja też. Jak mam iść jutro do tej sortowni paczek i znowu sortować masę tych przesyłek, to mi się odechciewa. – Alice westchnęła.
– A pracy nie możesz zmienić? – zapytała Rose.
– Nie mogę. Mam umowę na dwa lata. Zresztą, na początku tam było fajnie, ale ostatnio mi się grupa ludzi zmieniła, z którymi pracuję na sortowni i… Ech, szkoda gadać. No dobra, ale skoro Lily się musi zbierać, to my też powoli się będziemy rozchodzić.
– Dobrze, że nie rozwodzić – zauważył Danny.
– Przecież tu nikt się nie rozwodzi – odezwałam się. – Nikt ślubu przecież Nie brał.
– Ale wy dwoje moglibyście kiedyś w końcu – powiedział Harry. – Ej, ja mówię bardzo poważnie.
– Ale nam jest dobrze tak jak jest na razie i nie zamierzamy tego zmieniać – oznajmiła Alice.
– Taka z nimi dyskusja – westchnęłam. – Nie przegadamy, no nie przegadamy jak nic.
– Widzę właśnie. – Harry wstał. – Trudno. Musimy przyjąć to, co jest i nie rozpaczać.
– I tym pozytywnym akcentem czas się zbierać – zakomenderowała Rose.
Poszliśmy za jej przykładem i opuściliśmy mieszkanie. Na dworze pogoda prezentowała się dużo lepiej niż dnia poprzedniego.
– Jak tak to nie pada, a wczoraj akurat musiało – zirytowała się Alice.
– Na pogodę nic nie poradzisz – odparł Danny. – Niestety.
W końcu zapakowaliśmy się do samochodu i Rosalie zapaliła silnik.
– Ej słuchajcie, a może jakby w przyszły weekend pogoda była spoko, to spotkalibyśmy się w plenerze? Jakiś grill, czy coś? – zasugerowałam.
– Jak dla mnie pomysł extra – odparł Danny.
– Dla mnie też – dodał Harry. – Może jeszcze Louisa ściągnę.
– Kogo? – zdziwiłam się.
– No mojego kumpla z roku – odpowiedział.
– A to z kim ty studiujesz? – zdziwiła się Alice.
Harry studiował filologię angielską. Trochę nie rozumiałam , dlaczego akurat to, ale skoro lubił, to w porządku.
– No znajdzie się paru wariatów podobnych do mnie. Louis, Niall, Liam i Zayn. Takich czterech świrów. Zastanawialiśmy się, czy by razem jakiegoś zespołu nie założyć, ale na razie projekt umarł.
– Ale by była jazda! – zawołała Rosalie. – Harry w zespole. No nie, nie mogę
– A ja to widzę – odezwałam się spokojnie. – Gdyby potrzebowali wokalu, to bym była skłonna im pomóc.
– Wow! Super! – zawołał Harry. – Będę o tym pamiętać.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Jakiś czas później podjechaliśmy pod mój blok.
– No dobra, to się trzymajcie – odezwałam się, gdy wysiadłam. – Było naprawdę świetnie. I Danny… Dziękuję. Dziękuję, że mnie wysłuchałeś i… w ogóle.
– Polecam się – odpowiedział.
– Trzymaj się, kochana – dodali pozostali, a ja pomachałam im na pożegnanie i odeszłam.
Kiedy weszłam do domu i rozpakowałam się, postanowiłam odpalić komputer, by poprzeglądać wiadomości, które się nazbierały podczas mojej nieobecności. Mój dobry humor musiał się jednak szybko zepsuć, a to przez wiadomość od Nicole. Sam fakt, że napisała mnie zirytował. "Cześć, co tam?" przeczytałam. Przez moment miałam myśl, by nie odpisywać jej w ogóle, po chwili jednak doszłam do wniosku, że lepiej będzie, jeśli po prostu do niej zadzwonię.
– Hej – odezwałam się, kiedy tylko odebrała.
– Lily? – zdziwiła się. – Czeeść. Co tam?

– Dzwonię do ciebie, bo pisałaś, a nie chce mi się odpisywać – odparłam. – Nic ciekawego, niedawno co wróciłam z weekendu.
– Zrobiliście ten piknik? Padało przecież strasznie.
– Nie, spotkaliśmy się w domu u jednej z dziewczyn – odpowiedziałam spokojnie. – A u ciebie co tam?

– Wynudziłam się piekielnie przez ten weekend – odparła. – Serio, nie miałam co ze sobą zrobić. Ale mniejsza z tym. Słuchaj, ja pisałam do ciebie, bo chciałam cię przeprosić?

– Przeprosić? – spytałam. – Za co?

– No za to, że tak na ciebie naskoczyłam. Nie powinnam tak. Nie wiem, co mnie wtedy ugryzło. Masz prawo się spotykać z kim chcesz. Tylko widzisz, tu chyba jest głębszy problem.
Usiadłam wygodniej w fotelu, czując, że ta rozmowa będzie trudna i bolesna dla nas obu.
– Niby jaki? – zainteresowałam się.
– Mam Julie, wiem, ale oprócz niej chcę też mieć ciebie. Czy to tak trudno zrozumieć?

– Wiesz, trochę tak – odparłam. – Znaczy właściwie i tak i nie. Bo wy z Julie naprawdę macie zupełnie inny świat niż ja. Macie inne zainteresowania i w ogóle. Poczekaj, nie przerywaj mi. Wiem, co chcesz powiedzieć. Że zainteresowania to nie wszystko. Ale przecież o czymś rozmawiać musimy, a ja na pewno nie będę z tobą rozmawiać o hardstyle czy innych temu podobnych, bo mnie to zwyczajnie nie interesuje.
– Czyli mam rozumieć, że nie zamierzasz nic z tym robić?

– Tego nie powiedziałam – oświadczyłam z pozornym spokojem. – Po prostu uważam, że to, co kiedyś już Nie wróci. Już dawno powinnam się z tym pogodzić, wiesz? Ale – jak widzisz – nie potrafię, bo gdybym umiała, to bym zostawiła to wszystko w cholerę i nie interesowałoby mnie nic, co dotyczy twojej osoby. A mnie jednak w jakimś stopniu nadal do ciebie ciągnie i nadal mi na tobie zależy. Nie wiem dlaczego, nie pytaj mnie o to. Może to kwestia tych wszystkich wspomnień, które z tobą mam, tego wszystkiego, co razem przeszłyśmy? Nie wiem, ale tak jest i już.
– W takim razie co zamierzasz? – zapytała Nicole.
Westchnęłam z irytacją. Dlaczego musiałam podjąć sama tą decyzję?

– Uważam… – zaczęłam. – Uważam, że powinnyśmy na razie dać sobie spokój z tym wszystkim. Powinnyśmy się przestać spotykać, rozmawiać i tak dalej. Może jak trochę ochłoniemy, to coś z tego będzie, bo jak na razie nasza relacja to jest jeden wielki koszmar. Ciągle się kłócimy i nic poza tym, a ja potem mam nastrój do dupy. Nie chcę dłużej tego ciągnąć, Nicole.
Usłyszałam jak wzdycha cicho.
– Przykro mi, wiesz? – odezwała się. – Miałam nadzieję, że jesteś moją przyjaciółką.
– Kiedyś byłam – sprostowałam. – Teraz… Teraz sama nie wiem, kim dla ciebie jestem. Przykro mi, Nicole, ale czasy, kiedy byłam twoją przyjaciółką się skończyły.
– Jesteś… – zaczęła.
– Okropna? – podpowiedziałam. – Nie, ja mówię tylko prawdę. Cole, czy ty naprawdę tego Nie widzisz?
Uwielbiałam się do niej zwracać w ten sposób w czasach, kiedy byłyśmy jak siostry.
– Zrozum, że na pewne rzeczy już nic Nie poradzimy. To trochę tak, jakbyś usiłowała przestawić mur, choć wiadomym jest, że tego Nie dokonasz.
– Ale ja cię potrzebuję – wyszeptała łamiącym się głosem.
– Może i tak – oświadczyłam. – Ale i tak uważam, że powinnyśmy dać sobie czas. Tak będzie lepiej dla nas obu. Lepiej i rozsądniej.
– Skoro tak mówisz… – Jej głos się lekko załamał. – Dobrze. Niech tak będzie. Ale proszę… Uważaj na siebie.
– Ty też – odpowiedziałam. – Bądź szczęśliwa, Nicole.
Gdy się rozłączyłam, odetchnęłam głęboko. Dopiero teraz mogłam pozwolić na opadnięcie emocji. W moich oczach zabłysły łzy, które chwilę później zaczęły spływać po twarzy. Nie wiedziałam, ile tak siedziałam w bezruchu. Po jakimś czasie zadzwonił telefon, który wyrwał mnie z odrętwienia.
– Tak? – spytałam, nawet nie patrząc na wyświetlacz.
– Lilka, płakałaś? – usłyszałam w słuchawce głos Lucy – mojej najlepszej przyjaciółki.
– Mhm – odparłam. – Ale to nic takiego, słońce. Nie martw się.
– Taa, jasne, a ja jestem Kleopatra. Gadaj, co się stało, Księżycu?
Zaśmiałam się. Uwielbiałam, gdy się do mnie zwracała w ten sposób.
– Chodzi o Nicole – odparłam. – Ale to nie jest rozmowa na telefon. Mogę do ciebie wpaść?
– Nie bardzo, bo nie jestem sama w domu, ale jeżeli poczekasz, to za pół godziny powinnam się u ciebie zjawić.
– mogłabyś, naprawdę? Jesteś kochana – ucieszyłam się.
– Daj spokój, to nic wielkiego.
– Dla mnie to bardzo wiele. Przecież wiesz – odparłam. – No ale mniejsza z tym. Czekam na ciebie.
Gdy Lucy się rozłączyła, zebrałam się i poszłam do sklepu po coś słodkiego. Uznałam, że rozmawianie o czymkolwiek bez ciastek jest przyjemne, ale nie tak bardzo jak z dodatkami. Zdążyłam się ze wszystkim uwinąć i akurat w chwili, gdy stawiałam kubki na stole, rozległ się dzwonek do drzwi.
– Już idę! – krzyknęłam.
W parę sekund później dopadłam drzwi i zaczęłam ściskać przyjaciółkę.
– Hej, spokojnie, bo mnie udusisz – zaśmiała się.
– Przepraszam. – Odsunęłam się. – Po prostu strasznie się cieszę, że cię widzę.
– Wiem, wiem, żartuję przecież – odpowiedziała z rozbawieniem.
Weszłyśmy do pokoju i usiadłyśmy.
– No, to teraz opowiadaj. Zamieniam się w słuch – oświadczyła, biorąc ciastko.
Opowiedziałam jej o rozmowie z Nicole, o tym jak to wszystko zakończyłam.
– Mądrze postąpiłaś – pochwaliła mnie. – Myślę, że to jest najlepsze rozwiązanie. Uważam też, że nie powinnaś brnąć więcej w to bagno. Dość się przez nią wycierpiałaś.
– Niby wiem, ale… Lucy, to tak wszystko boli, tak niesamowicie…
– Wiem – odparła spokojnie. – Ale gdybyś się od tego nie uwolniła, jeszcze bardziej by cię to męczyło, a to jest kompletnie bezcelowe.
Musiałam przyznać jej rację.
– Wiesz? – spytałam cicho. – Dobrze, że jesteś. Że mam Ciebie, Harry'ego, no i pozostałych. To naprawdę bardzo wiele dla mnie znaczy. Świadomość, że nie jestem sama, bardzo mi pomaga.
– Zawsze jestem dla ciebie – odparła Lucy, uśmiechając się. – Ni wolno ci o tym zapominać. Nigdy.
– Nawzajem – odparłam. – A w ogóle co t na to, żebyśmy któregoś dnia na miasto po południu wyskoczyły?
– Jestem jak najbardziej za. Muszę sobie torebkę kupić, więc to będzie dobra okazja, żeby pobiegać po centrach handlowych.
– O, ja też muszę – westchnęłam. – Ale kompletnie Nie wiem jaką.
– Coś wynajdziemy – pocieszyła mnie przyjaciółka. – Tym się nie martw.
Kiedy wieczorem zostałam sama, czułam się o wiele lepiej. Lucy miała rację. Nie powinnam się tym wszystkim tak zamartwiać. Ona, Danny…
"Będzie dobrze – pomyślałam. – Musi być, bo jak Nie, to Nie nazywam się Lily Anderson".

4 komentarze

  1. Nie zdradzę niczego, ale pomysłów zewsząd mam tyle, że nie wiem, jak zrobię, żeby wszystko spisać. 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink