Część pierwsza

"Prawdziwy przyjaciel to dobry złodziej, który zawsze stara się ukraść nasze problemy i smutki". "Prawdziwy przyjaciel widzi pierwszą łzę, łapie drugą, powstrzymuje trzecią.".

Część I – (Perspektywa Lily)

Był środek lata. Jak na tegoroczne pogodowe warunki nie było gorąco, ale mi to odpowiadało. nie znosiłam upałów, także miałam nadzieję, że wyjazd, na który się szykowałam od kilku dni, będzie udany. Razem z grupą znajomych mieliśmy jechać nad jezioro, żeby spędzić ze sobą trochę czasu.
– Lily, no nie bądź taka – namawiała mnie Rosalie parę dni temu. – Nie daj się prosić. Będzie naprawdę fajnie. A po co masz w domu siedzieć?
Rose była wysoką brunetką o piegowatej, pociągłej twarzy i zadartym nosie. Zawsze chodziła w dresach i nie przejmowała się faktem, że przechodnie, mijając ją, pokazują na jej ubiór palcami i kręcą głowami, jakby uważali go za nieprzyzwoity.
– No dobra – zgodziłam się w końcu. – Pojadę z wami.
I tak o to wpakowałam się w piknik wraz z grupą wariatów. Wyjechać mieliśmy w sobotę z samego rana, czyli jutro, a ja dalej nie byłam do końca spakowana. Musiałam iść jeszcze do sklepu i kupić parę rzeczy, ale nie mogłam do tej pory się ruszyć. W końcu wstałam, ubrałam się i wyszłam z domu. Do sklepu nie miałam daleko. W połowie drogi jednak wpadłam na moją koleżankę Nicole.
– Hej – odezwała się na mój widok. – Gdzie tak pędzisz?
– Do sklepu – odpowiedziałam. – Muszę dokupić parę rzeczy na jutrzejszy wyjazd.
– To jedziesz jednak na ten piknik? – zapytała.
– Tak. A dlaczego miałabym nie jechać?
– Wiesz, myślałam, że do mnie wpadniesz. A ty jak zwykle nie masz czasu.
– O ile mnie pamięć nie myli – odezwałam się, siląc się na spokój. – To miała wpaść do ciebie Julie. Tak przynajmniej mówiłaś dwa dni temu.
– Nie może jednak. – Nicole westchnęła.
– Ach, więc to tak? Miałam być w zastępstwie za nią?
– Nie, no coś ty… – Widzę, że jest naprawdę oburzona.
– Powiedz mi, ile my się znamy? – zapytałam, patrząc jej w oczy. – Dobre 10 lat. A odkąd ja zaczęłam układać sobie życie, to się kłócimy, bo ciągle masz do mnie pretensje, że a to czasu nie mam, że nie rozmawiam z tobą tak jak kiedyś… A o czym ja mam z tobą rozmawiać? Wy z Julie macie swój świat, który mnie nie interesuje, teraz w twoim życiu istnieje tylko ona. Ja już przestałam się liczyć. I nie, żeby mi to przeszkadzało, bo chyba do tego przywykłam, ale, do jasnej cholery, nie miej do mnie pretensji. Bo to ty tak wybrałaś, nie ja.
Odetchnęłam głęboko, usiłując się uspokoić. Nieważne, że kłóciłyśmy się, stojąc na środku chodnika.
– Czyli sugerujesz, że to moja wina, tak? – zapytała ostro.
– Nie, nie sugeruję – odpowiedziałam. – Chodzi mi po prostu o to, że ja nie zamierzam być twoim planem B. Że jak Julie nie przyjedzie, to ja wskoczę na jej miejsce. I jeszcze jedno. Mam prawo jechać gdzie chcę, z kim chcę, a tobie nie muszę się tłumaczyć, a już na pewno nie mam obowiązku być na każde twoje zawołanie.
– Zmieniłaś się – stwierdziła dziewczyna cicho. – Nie jesteś tą samą Lily, którą znałam.
– A ty tą samą Nicole – odparłam spokojnie. – I co ty na to? Bo to ty zmieniłaś do mnie stosunek, kiedy ja inaczej ułożyłam sobie życie. Każda z nas poszła własną drogą, to zrozumiałe, ale trochę nie pojmuję dlaczego przerabiamy ten sam temat po Raz kolejny. Ty wybrałaś relację z Julie, a ja wybrałam pracę. To normalne. Szkoda tylko, że odkąd tak się porobiło, że ja wybrałam pracę, chłopaka, to ty zmieniłaś do mnie podejście. Tak się nie zachowuje prawdziwa przyjaciółka. I nieważne, że obecnie mieszkam sama, bo chłopak mnie zostawił. Ważny jest fakt, że nie przeszłaś pomyślnie próby naszej przyjaźni.
– Ty naprawdę zwariowałaś – stwierdziła dziewczyna. – Widzę, że nie mamy o czym rozmawiać. Cześć.
Po tych słowach odwróciła się i odeszła, pozostawiając mnie na środku chodnika. Przez moment stałam jak wrośnięta w ziemię, nie mogąc się ruszyć. Byłam zła i było mi cholernie przykro, bo znowu wyszło tak, jakby to wszystko była moja wina.
Kiedy jakiś czas później wróciłam do domu, miałam przez chwilę ochotę zadzwonić do Rose i powiedzieć jej, że jednak nie przyjadę, ale szybko się rozmyśliłam. Miałam świadomość, że jeśli zostanę w domu, będę rozpamiętywać dzisiejsze zdarzenie. Z westchnieniem dopakowałam się do końca, po czym opadłam na łóżko, oczekując wieczora.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink